Kto by pomyślał, że nieodżałowanej pamięci Michael Crichton, zmarły przed prawie dwoma laty, tak jak prawdziwy, szanujący się pirat, zostawił po sobie ukryty skarb. I to nie byle jaki. W kufrze, ku uciesze rzeszy fanów, znalazła się kompletna powieść marinistyczna – „Pod piracką flagą”.
Chociaż Crichton uważany jest za ojca współczesnego technothrillera to w jego bibliografii spotkamy także powieści historyczne. Do tych zalicza się recenzowana przeze mnie pozycja, bo tytułowa piracka flaga to nie znak współczesnych, somalijskich rzezimieszków napadających na masowce, ale prawdziwych XVII-wiecznych wilków morskich, terroryzujących karaibskie morza i wysepki. Akcja „Pod piracka flagą” dzieje się w 1665 roku i opowiada o zbójeckiej wyprawie kapitana Charlesa Huntera na Matanceros – hiszpański fort u stóp którego przycumował zagubiony galeon… wypełniony pożądanym zawsze i wszędzie złotem.
Kapitan Hunter to korsarz legenda – honorowy, sprytny, odważny i poważany. Uczciwy wobec załogi i bezwzględny wobec wroga. Zna go każdy w Port Royal, nawet sam mianowany przez Jego Wysokość Karola II gubernator Jamajki. Co więcej, to właśnie Sir James Almont sponsoruje wyprawę, Hunterowi pozostawiając skompletowanie załogi i wyposażenia. A ekipę korsarz dobiera sobie nie byle jaką: w ponurych tawernach Port Royal udaje mu się znaleźć najwyższego skrytobójcę, Francuza Sansona i niemego siłacza Maura Bassę. Do prowadzenia okrętu zatrudnia udającą mężczyznę, sokolooką Lazue oraz Endersa, który oprócz bycia świetnym sternikiem jest najlepszym w stolicy medykiem. Kompanię specjalistów zamyka Żyd don Diego – mistrz w dziedzinie komponowania materiałów wybuchowych. Dobrani do planu znanego tylko Hunterowi, wyruszają w najniebezpieczniejszą przygodę życia.
„Pod piracką flagą” to niesamowicie ekscytująca lektura, która jak najlepszej klasy blockbuster, wypełniona jest po brzegi akcją i nieprzewidywalnymi jej zwrotami. Jest w niej wszystko, co powinna mieć dobra awanturnicza powieść przygodowa. Są pojedynki, pościgi i wybuchy. Jest romans i wywołujące nieprzyjemne ciarki tortury. Jest zdrada, są morderstwa i bitwy morskie. Miłośnicy mroczniejszych klimatów na pewno uśmiechną się podczas spotkania załogi z ludożercami oraz ataku legendarnego Krakena. A co najważniejsze, Crichton stworzył ciekawe i charyzmatyczne postaci, których nie sposób nie polubić. I chociaż autor operuje znanymi z filmów pirackimi kliszami, to jednak nie spodziewajcie się komiksowych postaci w stylu Jacka Sparrowa. To awanturnicy i mordercy pełną gębą. Na pewno nie budzą uśmiechu, do którego przyzwyczaiły nas disnejowskie superprodukcje. Kapitan Hunter jak Burt Lancaster z „Karmazynowego pirata” – to przystojny, inteligentny, sprytny i heroiczny drań. Bez mrugnięcia okiem morduje dziesiątki wrogich żołnierzy i nie waha się posłać swoich ludzi na pewną śmierć. Jest bezlitosny i nieubłagany dla zdrajców i ludzi chcących wzbogacić się jego kosztem. Żeby było jasne, „Pod piracką flagą” to nie młodzieżowa powieść przygodowa. To tak samo krwawa i brutalna historia, jak czasy, w których dzieje się akcja.
Crichton słynie z bardzo dokładnego researchu do swoich powieści. I nie inaczej jest i tym razem. Swoją książkę okrasza faktami historycznymi i marinistycznymi technikaliami tak doskonale znanymi czytelnikom prozy Patricka O’Briana. Muszę przyznać, że wychodzi mu to bardzo dobrze. Narracja jest płynna, styl lekki, a czytelnik kończy lekturę z masą ciekawych informacji. Dowiemy się jak spowodować by lont spalał się dłużej, ilu marynarzy potrzeba do obsady działa oraz jak poprowadzić statek przez rafę koralową.
Wszystkich miłośników pisarstwa Crichtona z pewnością nie muszę namawiać do sięgnięcia po tę pozycję. Tym którzy się jeszcze wahają, gwarantuję, że nie będą się mogli oderwać. Te kilka godzin spędzicie myślami na gorących karaibskich morzach, w całkowitym oderwaniu od jesiennych chłodów.