Książka ta jest debiutem pisarskim Marthy Grimes, w Polsce znanej z trzech powieści – „Hotel Paradise”, „Stacja Cold Flat Junction” i „Hotel Bell Rouen”. Jednocześnie jest to pierwszy tom serii, w której głównym bohaterem jest inspektor Jury. „Pod Huncwotem” jest bardziej konwencjonalnym kryminałem w porównaniu do powieści z Emmą Graham. Przede wszystkim zamiast rezolutnej dwunastolatki mamy detektywa ze Scotland Yardu, Richarda Jury’ego. Jego profesjonalizm jest uzupełniony i złagodzony przez wrodzoną inteligencję Melrose’a Planta, ale obaj są dorośli i prowadzą poważne śledztwo. Już nie chodzi o zbrodnie sprzed lat, ale niezwykłe morderstwa – w na wskroś angielskim miasteczku Long Piddleton znaleziono zwłoki, jedne w połowie zatopione w beczce z piwem, drugie w pubie „Pod Jackiem i Młotem”. Jury’emu i Plantowi nie udaje się dojść jeszcze do żadnych wniosków, gdy zabójca uderza ponownie.
Choć to pierwsza książka napisana przez Marthę Grimes, jej kunszt pisarski ujawnia się już od pierwszych stron. Narracja jest doskonała – swobodny, gawędziarski język prowadzi nas lekko przez kolejne strony, a nieszablonowi i szczegółowo nakreśleni bohaterowie czynią powieść jeszcze bardziej interesującą. „Pod Huncwotem” łączy w sobie wszystkie zalety kryminału – z wciągającą intrygą, inteligentnymi detektywami i osobliwymi zbrodniami. Jednocześnie jest pozbawiony męczącego, suchego wywodu czy śmiertelnie poważnego tonu, który często można spotkać w tego typu literaturze.
Razem z inspektorem Richardem Jury’m tworzymy misterną sieć powiązań między mieszkańcami Long Piddleton, uzupełniając zdobyte informacje o coraz bardziej interesujące szczegóły, odkrywając często zaskakujące fakty z życia tych z pozoru szarych ludzi. Przypomina to trochę popularną w Ameryce grę w poszukiwanie mordercy – przesłuchiwanie odgrywających role domowników obecnych w czasie zabójstwa i poszukiwanie motywu.
Jury jest przebiegły i dociekliwy, ale ma też zwykłe ludzkie wady, np. trudno jest mu się oprzeć urokowi pięknej Vivien. To czyni go dużo ciekawszym od zawsze opanowanych i skupionych kolegów po fachu. Z drugiej strony, polega raczej na sile umysłu, nie używa niezwykłych przyrządów do badania miejsca przestępstwa, nie korzysta ze skomplikowanej aparatury w laboratorium, ani nie bada każdej rany wyliczając czas śmierci co do minuty, jednocześnie wskazując narzędzie zbrodni oraz wzrost, wagę i przebyte choroby dziecięce mordercy. Jeśli jesteście fanami wymyślnych testów jak z cyklu o Lincolnie Rhymie, możecie poczuć się zawiedzeni.
Biorąc pod uwagę, że „Pod Huncwotem” jest tylko debiutem jeszcze niedoświadczonej pisarki, zwiastuje on doskonałą serię. Szkoda że dopiero dziewiąta z kolei powieść – „The Five Bells and Bladebone” – znalazła się na liście bestsellerów New York Timesa. Nie mogę się doczekać, aż W.A.B. wyda następne części.