Ray Bradbury to prawdziwy klasyk dwudziestowiecznej literatury fantastycznej. Choć znany jest głównie jako twórca historii osadzonych w estetyce science-fiction, pisywał także grozę. Jest nią chociażby jego debiut „Mroczny karnawał” wydany w 1946 roku przez legendarne wydawnictwo Arkham House. Po ośmiu latach autor dokonał wyboru najlepszych opowiadań z tegoż tomiku, uzupełnił go kilkoma nowymi tekstami i po przeredagowaniu, wydał jako „Październikową krainę”. W Polsce opublikowano ją w roku 2009 nakładem nieocenionego wydawnictwa C&T, we wspaniałej „Bibliotece grozy”.
Ilekroć wracam do tej serii, piszę w o niej niemal samych superlatywach. Tym razem jest podobnie. Nie znając wcześniej dorobku Bradbury’ego, notabene w Polsce z jakiegoś powodu mocno niedocenionego i słabo nagłośnionego pisarza, nie miałem zupełnie pojęcia, czego mogę się spodziewać. Tytuł sugerował coś gotyckiego – no tak, październik, liście lecące z drzew, melancholia. Tymczasem kluczem jest tutaj raczej słowo kraina. Może być nim też karnawał z tytułu debiutu. Dziewiętnaście opowiadań, w przekładzie Tomasza S. Gałązki, to prawdziwy festiwal różnorodności, to ogromne bogactwo pomysłów zgrabnie poutykanych w krótkiej formie opowiadań. Elegancko opakowanych, spisanych pięknym językiem – słowem: świetnych.
Jeśli w tym karnawałowej ferii kolorów odnaleźć punkt centralny, wokoło którego wiruje całe to widowisko, będzie to chyba po prostu umiejętność zaglądania w dusze bohaterów, opisywanie ich niezwykłych stanów umysłu, podążanie w melancholię, szaleństwo.
Lektura „Październikowej krainy” przywodzi mi na myśl z jednej strony inspirację autora makabreskami Hannsa Heinsa Ewersa, klasyka niemieckiego horroru, z drugiej nie mogę oprzeć się skojarzeniu z ciepłym stylem Stephena Kinga, który w swoim epickim eseju „Danse macabre” wspominał o swoim uwielbieniu twórczości autora „Kronik marsjańskich”. Doskonałym przykładem tego stwierdzenia jest opowiadanie „Karzeł”. Subtelnie okrutna historia niezwykle niskiego mężczyzny, który szukającego ukojenia w gabinecie krzywych luster. W kolejnym, o tytule, nomen omen: „Następna”, młode małżeństwo, będące w podróży po Meksyku, postanawia zobaczyć kolekcję mumii mieszczącą się na cmentarzu małego miasteczka. Ich widok przemienia mężatkę w blade, drżące, cielesne widmo. Z drugiej strony, w tomiku znajdują się takie opowiadania jak zamykająca „Niesłychana śmierć Dudley’a Stone’a”, czyli utwory o zabarwieniu jeśli nie komicznym, to z pewnością groteskowym. Jest to niemal paszkwil na zbyt zadufany w sobie światek ludzi literatury.
Zauważalne jest także skupienie twórcy na dzieciach i ich świecie. Na subtelnej baśniowości, która przebija się do świata rzeczywistego – co nie zawsze kończy się to szczęśliwie. Odczuwalna jest charakterystyczna magia, delikatność, coś ulotnego, zakorzenionego głęboko w dziecięcej psychice. Zachwyca jednak nie tylko feeria pomysłów i konceptów, ale też pióro Bradbury’ego. Krótko mówiąc jest ono wyśmienite; nie od parady wspominałem wyżej Stephena Kinga. Nie ryzykowałbym jednak stwierdzenia, iż uczeń przerósł mistrza – choć to może rzecz gustu.
Ręka pisarza stworzyła piękne, sugestywne sceny, bardzo żywe dialogi; opisywane sytuacje budzą empatię i zdziwienie, szok, fascynację. Połączenie wszystkich wyżej wymienionych elementów daje piorunujący efekt. Oczywiście, są teksty lepsze, są i gorsze. Nie przypominam sobie, bym czytał kiedykolwiek zbiór opowiadań, który od deski do deski byłby perfekcyjny. „Październikowa kraina” należy jednak do najlepszych, jakie miałem w rękach w ostatnim czasie.
Polskie wydanie nie różni się wiele od poprzednich tomów Biblioteki grozy: jest proste i oszczędne, ale estetyczne i eleganckie. Front zdobi ładna, chyba nieprzesadnie związana z treścią, ilustracja, małe logo serii, tytuł i miano autora. Co jednak stawiam za wielki minus, to brak ilustracji (które może w poprzednich tomach serii nie zachwycały mnie przesadnie, ale stanowiły miły suplement) i nade wszystko zaginął gdzieś wstęp pana Marka Nowowiejskiego. Brakuje również opracowanej przezeń bibliografii. Po trzecie: brak jest szkicu aparycji Bradbury’ego na tylnej okładce. Wielka szkoda, bo te elementy bardzo sobie ceniłem; mam nadzieję, że w kolejnych tomach powrócą.
Słowem podsumowania nazwę „Październikową krainę” kolejnym świetnym tomem serii „Biblioteki grozy” wydawnictwa C&T, które to, chciałbym by ukazywały się coraz to częściej. Jest więc ten tom, tak jak i poprzednie, lekturą obowiązkową dla każdego fana literatury grozy w Polsce. Rzecz zdecydowanie warta swojej ceny.