Gwarancja jakości
Zazwyczaj nie lubię, gdy w recenzjach książek napisanych przez kobietę porównuje się ją do innych autorek, jakby istniał oddzielny gatunek kobiecego thrillera, który wyróżnia się przede wszystkim tym, że częściej w roli głównej pojawia się w nim ładniejsza płeć. Zdawałoby się, że to tym bardziej niesłuszne w przypadku cyklu McDermid, gdzie pierwsze skrzypce gra duet profiler i policjantka. A jednak tym razem dam się skusić na podziały i podkreślę kobiecość twórczości szkockiej pisarki.
Przede wszystkim Tony Hill w „Ostatnim kuszeniu” przestaje być już taki ciekawy, jak we wcześniejszych częściach i ta powieść w zdecydowanie większym stopniu skupia się na Carol, która właśnie dostała bardzo niebezpieczną misję polegającą na podszyciu się pod zmarłą kochankę jednego z najgroźniejszych kryminalistów w Niemczech. Ze względu na niesamowite podobieństwo do nieżyjącej Kateriny, Jordan staje w obliczu zadania, które wykracza daleko poza jej dotychczasowe kompetencje. McDermid ujęła temat bardzo kobieco w tym sensie, że wgłębiła się w emocje Carol i jej bardzo specyficzne relacje z rozpracowywanym przestępcą. Jeśli dołożymy do tego nadal kontynuowany w bardzo subtelny sposób wątek romansu pary głównych bohaterów, otrzymamy coś uszytego w sam raz dla tych wielbicieli lub wielbicielek thrillerów, którym bardziej odpowiada kobieca wrażliwość i punkt widzenia.
Przy tym zupełnie nie ma mowy o tym, by McDermid zaniedbała thrillerowe mięsko. Jednocześnie prowadzone jest drugie śledztwo, w które włącza się Tony Hill. Ktoś morduje psychologów, a ponieważ do zabójstw doszło na terenie dwóch krajów, policja ma spore problemy z połączeniem faktów. Petra – łączniczka Carol – wpada na trop seryjnego mordercy zupełnie przypadkiem i dopóki nie uda jej się oficjalnie rozpocząć śledztwa, musi działać na własną rękę, mimo trwającej właśnie akcji z Jordan. Tony ma pomóc, opracowując profil psychologiczny przestępcy. Przylatuje do Berlina, by na miejscu zająć się aktami i przy okazji wspierać duchowo Carol.
W „Ostatnim kuszeniu” McDermid do budowania postaci seryjnego mordercy i jego motywacji wykorzystuje historię hitlerowskich eksperymentów na ludziach, którzy trafili – często z powodów politycznych lub, jak wiele dzieci, za złe zachowanie i różne dziwnie pojęte wady w postaci np. nieposłuszeństwa wobec rodziców – do szpitali psychiatrycznych. Nie jest przy tym nachalna – jak zresztą ze wszystkim: szkocka pisarka pod względem wyważania swoich powieści jest wzorem do naśladowania. Żaden z wątków nie wydaje się nadmiernie wyeksploatowany, wliczając w to zarówno tortury, jak i wątek romantyczny. Mniej tu może kryminału niż w poprzednich częściach, ale w zamian za to jest ogromna dawka akcji, intrygi i dramatu.
Moim zdaniem już czas wpisać Val McDermid na listę najciekawszych twórców thrillerów i uważnie obserwować zapowiedzi jej następnych książek. Trochę szkoda, że seria z Hillem i Jordan ukazywała się u nas nie po kolei, bo czasem mylą mi się wydarzenia z przyszłości z przeszłością, ale i tak cieszę się, że Prószyński zainwestował w tę autorkę, bo naprawdę było warto. To już trzecia część i nie ma mowy o spadku formy czy jakiejkolwiek powtarzalności – kolejne tomy są tak samo świeże i wciągające jak poprzednie.