„Nocna jazda” Michalisa Michailidisa początkowo wzbudzała u mnie poza fascynacją niepokój o to, czy autor nie padnie ofiarą swojego wymagającego pomysłu.. Ukazywanie świata przez pryzmat wybrakowanej pamięci głównego bohatera jest zagraniem nadal – mimo jego niejednokrotnej eksploatacji w literaturze i filmie – pociągającym oraz niosącym ze sobą ogromny potencjał, który jednak bardzo trudno wykorzystać. W tym przypadku mamy na szczęście do czynienia z powieścią, która zdołała się wybronić.
Brigela poznajemy w dramatycznych okolicznościach, kiedy to ciężko ranny ucieka z jakiegoś budynku. Nie wiadomo kto, ani dlaczego go ściga. Po długiej, pełnej majaków śpiączce wreszcie odzyskuje świadomość, jednak nie pamięta nic ze swojego poprzedniego życia. W poszukiwaniu utraconej tożsamości pomagają mu ludzie podający się za jego bliskich. Szybko jednak okazuje się, że ich zeznania nie pokrywają się ze sobą, bo każde z nich chce coś ugrać dla siebie w procesie tworzenia „nowego” Brigela.
Powieść mogłaby całkowicie obyć się bez pierwszych czterdziestu stron, które nie mają nic wspólnego z następującymi po nich wydarzeniami. Opisują one omamy głównego bohatera, będące jedynie popisem wyobraźni autora. Jednak to, że fragment ten można wyciąć bez szkody dla fabuły, nie znaczy, że jego obecność nie wnosi do książki nic pozytywnego. Wręcz przeciwnie, jest to pyszna, oniryczna podróż, pozbawiona wymuszonych metaforycznych znaczeń. Jest to po prostu sen, który śni się dla samej przyjemności śnienia. I mimo że fabule było to niepotrzebne, książce dodaje sporo uroku.
Potem pisarz przeszedł do gwoździa programu – przebudzenia Brigela i jego walki o odzyskanie swojego „ja”. I tutaj zaskoczenie – autor nie bawił się w tak popularny ostatnio w literaturze psychologizm oraz zagłębianie się w ludzką naturę, a po prostu rozrzucił puzzle, które trzeba było połączyć. Fragmentami układanki były opowieści otaczających Brigela osób. I tylko tyle. Tylko, a jednocześnie aż, gdyż takie podejście do sprawy nadaje powieści sporo bolesnego realizmu. Z puzzli tych bohater oraz czytelnik mogą sobie ułożyć co najmniej kilka obrazów. Problem w tym, że pudełko przedstawiające wzór zaginęło bezpowrotnie. I nie znajdziemy go nawet na ostatniej stronie powieści.
„Nocna jazda” bez wątpienia jest pozycją wartą polecenia. Po lekturze całej książki, jej pierwsze czterdzieści stron już nie będzie odbierane jedynie jako atrakcyjny dodatek do fabuły, ale jako swoiste motto autora. Zupełnie, jakby chciał już wtedy powiedzieć: „bawcie się dobrze, i tak nie dojdziecie prawdy.”