Gdyby ktokolwiek organizował konkurs na najbardziej przegadany thriller roku, to niestety „Neuropata” Scotta Bakkera z pewnością zająłby jedno z czołowych miejsc. Niestety, bowiem powieść ta ma pewien potencjał, a pomysł wyjściowy jest intrygujący i ciekawy. Jak się okazuje podczas lektury, jest on też zupełnie niewykorzystany.
Pod względem gatunku „Neuropatę” określić można jako thriller medyczny, w którym wykorzystaną gałęzią sztuki lekarskiej jest psychologia i neurologia. Od strony naukowej książka ta wydaje się być solidnie przygotowana, a sam autor w posłowiu twierdzi, że ten aspekt jego tekstu pozostaje w zgodzie z obecnym stanem wiedzy naukowej lub stanowi jego bezpośrednią antycypację. Granica między rzeczywiście istniejącymi technologiami i odkrytymi fenomenami a fikcją literacką jest płynna i zatarta przynajmniej dla laika. Odwołań do fachowych wiadomości znajdziemy w tekście sporo, gdyż w ogóle cała fabuła zbudowana jest wokół wątków i postaci związanych z neuropsychologią. Głównym bohaterem powieści jest Thomas Bible, wykładowca uniwersytecki, który za sprawą swojego przyjaciela z czasów studiów, Nicka Cassidiego, zostaje wplątany w federalne śledztwo. Okazuje się bowiem, że Cassidy porywa ludzi, aby dokonywać chirurgicznych zmian w ich mózgach i przez to zmuszać „pacjentów” do nieakceptowanych przez nich zachowań. Chce w ten sposób udowodnić, że wolna wola i własny wybór jest tylko iluzją. Sprawa okazuje się być dodatkowo związana z bezpieczeństwem narodowym, gdyż poszukiwany wcześniej pracował dla rządu, jako specjalista od neurochirurgicznych sposobów wpływania na przesłuchiwanych podejrzanych o terroryzm.
Stanowi to więc interesujący punkt wyjścia, problem jednak w tym, że w „Neuropacie” niewiele więcej się dzieje, niż to, co opisałem w kilku zdaniach powyżej, a co nie wykracza poza opis z tyłu okładki. Nietuzinkowy pomysł na fabułę i kilka niezłych motywów rozmywa się zupełnie w licznych i dość męczących wewnętrznych monologach głównego bohatera. Męczących, bo sformułowanych w języku naiwnej psychologii (niektórzy powiedzieliby, że to pleonazm). Do tego dochodzą kolejne dysputy pomiędzy różnymi postaciami, które dotyczą właśnie kwestii istnienia wolnej woli i w ogóle świadomości. Mogłyby one być interesujące, gdyby nie były wciąż takie same. To w istocie bez przerwy powtarzanie tego samego, co czytelnik już wie i co już zrozumiał, bez nowych składników czy argumentów. Te dwa elementy właściwie w całości wypełniają większość powieści i spychają śledztwo na odległy plan. Akcja zupełnie traci przez nie tempo.
„Neuropata” Bakkera w zasadzie stanowi dość słaby thriller (a umieszczone na okładce porównanie do „Milczenia owiec” jest już zupełnie na wyrost), choć widać w nim pewien potencjał. Interesujący pomysł wyjściowy i solidne oparcie we współczesnych badaniach naukowych to jednak za mało, aby móc z czystym sercem polecić tę książkę. Wyraźnie zabrakło Bakkerowi umiejętności, aby przyzwoicie wykończyć to, co nieźle zaczął.