Joanne Harris to pisarka, której dotąd nie kojarzyłem z literaturą grozy. Przyznam szczerze, że w ogóle nie kojarzyłem, bo świadomie wyparłem autorkę, gdy obejrzałem film „Czekolada” oparty na jej powieści. Wiadomo jednak, kto nie zmienia poglądów, więc postanowiłem je zweryfikować przy okazji ostatnio wydanej przez Prószyński i S-ka powieści „Nasienie zła”. Tytuł należy przyznać wielce adekwatny, bowiem przez dłuższy czas czytania utworu nie opuszczała mnie myśl, że z tego nic się nie wykluje.
Pisarka postawiła przed sobą bardzo ambitne zadanie, które na samym początku nie prezentuje się wcale tak spektakularnie. Dodatkowo bardzo dużo zapowiada już okładka, pojawiające się na niej streszczenie i wreszcie sam wstęp napisany przez autorkę. Docenić jednak warto, że Harris odważnie prezentuje swą pierwszą powieść, tym bowiem okazuje się być „Nasienie zła”. A więc mamy do czynienia z prawdziwym debiutem uznanej już pisarki. I są w nim wampiry, choć nazwa ta nigdy nie pada. Dla jasności dodam jeszcze, że całość ma strukturę gotyckiego romansu, a akcja rozgrywa się niemal klasycznie na dwóch płaszczyznach czasowych.
Wspomniana akcja zawiązuje się dość szybko, ale jej zagmatwanie potrafi na początku przyprawić o zawrót głowy. Były chłopak Alice, Joe, poznaje nową, niesamowitą dziewczynę. Problem w tym, że prosi Alice, by przenocowała ją przez kilka najbliższych dni, ta bowiem dopiero co opuściła zakład specjalny, gdzie przebywała prawdopodobnie po załamaniu nerwowym. Ginny, zjawiskowa i przemiła dziewczyna okazuje się jednak bestią wcieloną gdy tylko Joe zostawia ją sam na sam z Alice. Ta zaś wkrótce odkrywa w rzeczach dziewczyny pamiętnik Daniela Holmesa, który zauroczony tajemniczą pięknością, Rosemary Virginią Ashley, zostaje doprowadzony do skraju obłędu. We wszystko był zamieszany jeszcze przyjaciel Holmesa, Robert. Alice początkowo walczy z zazdrością, wkrótce jednak stara się zachować zdrowe zmysły, bowiem zbieżność nazwiska Ginny – Virginia Mae Ashley, nie może być przypadkowa. Nie wie, że walka będzie się też toczyć o jej życie.
Trzeba przyznać, że autorce udała się rzecz nietypowa, napisała bowiem horror, który wykracza daleko poza wszelkie ramy gatunku. Śmiem twierdzić, że nawet gdyby ta książka ukazała się we właściwym czasie, mogłaby co najwyżej przyśpieszyć karierę pisarki. Harris prowadzi bowiem narrację w sposób bardzo konkretny i pewny, co jest niezwykle ważne przy początkowym nagromadzeniu wątków, faktów i postaci. Z czasem jednak okazuje się, że każde wydarzenie ma swoje konsekwencje i każde zdanie zostało napisane w konkretnym celu. Dodatkowym smaczkiem są dwa przedziały czasowe, numerowane kolejno 1) dla teraźniejszości i 2) dla przeszłości, które w pewnym momencie wspaniale się przenikają i uzupełniają by wreszcie się połączyć. Karkołomna konstrukcja utworu zdaje jednak egzamin i może wywołać jedynie uznanie dla pisarki.
Trudno mi ocenić opowieść pod kątem fabuły, bo tu siłą rzeczy nic odkrywczego nie znajdziemy, niemniej sposób w jaki historia została opowiedziana sprawia, że polecam utwór nie tylko miłośnikom ambitnej literatury grozy, ale literatury w ogóle. Odradzam natomiast fanatycznym miłośnikom wampirów. To przede wszystkim opowieść o zdradzie, miłości, przyjaźni i sztuce, a wszystko to wymieszane w wielkim tyglu zależności i żalu z niespełnionych nadziei, a wspomniane istoty są tylko narzędziem uwypuklającym pewne kwestie.