Choć zazwyczaj z nowinkami wydawniczymi jestem nieco na bakier, „Najciemniejszą część lasu” Campbella kupiłem już kilka dni po polskiej premierze (zagraniczna miała miejsce dobrych kilka lat temu). Od dawna o Campbellu słyszałem wiele pozytywnych opinii, jednak problemem zawsze była niedostępność tłumaczeń jego książek na naszym rynku. Gdy więc ukazała się opisywana tu powieść, od razu wiedziałem, że nie będę się tym razem ociągał z zakupem. Przeczytałem i zakochałem się.
Fabuła „Najciemniejszej części lasu” to historia trzech pokoleń rodziny Price’ów, żyjących w cieniu wielkiego i mrocznego lasu Goodmanswood. Szalony senior rodu wraz ze współpacjentami prywatnego szpitala psychiatrycznego prowadzi tajemnicze badania w głuszy. To las doprowadził go kiedyś do szaleństwa i od lat stanowi jego idée fixe. Stał się też powodem, dla którego Price’owie sprowadzili się przed laty do Anglii ze USA. Las otacza ich, w tajemnicy kierując życiem. Najmłodszy w rodzinie, Samuel, nie potrafi odnaleźć się w życiu po zakończonych studiach; pomiędzy drzewami dostrzega rzeczy niewidzialne dla innych. Los w newralgicznym punkcie przyciąga ciotkę chłopca, powracającą w rodzime strony z dalekich podróży. Babka, ekscentryczna artystka, szuka pośród pni inspiracji do kolejnych rzeźb.
A w lesie coś żyje, oddycha, odwiedza okolice domów, smużąc się po ziemi, imitując drzewa. Dzieci z sąsiedztwa opowiadają sobie historie o tajemniczym „Lepkim”, na te jednak nikt nie chce zwracać uwagi.
Mam nadzieję, że nie odstraszy nikogo fakt, iż na kartach powieści nie ma co liczyć na przemoc i hektolitry krwi. Od początku do końca Campbell wywołuje strach, rozbudzając mityczne siły; szukając go w cieniu drzew, w dziczy. Bliski jest w tym choćby do wizji z Blackwoodowych „Wierzb” albo mitów Cthulhu Lovecrafta. Zaś brytyjski folklor przypomina mi lekturę opowiadań Machena. Przy tym Campbell pozostaje pisarzem nowoczesnym, a „Najciemniejsza część lasu” nie może być nazwana epigońskim ramolem. Poczytuję to twórcy za ogromny plus. Kolejny stawiam za stworzenie interesujących sylwetek bohaterów. Bez kluchowatości charakterystycznej dla Kinga, bez erotyki i dosadności Mastertona. Zamiast wykładać czytelnikowi jak kawę na ławę ich charakterystyki, pisarz pozostawia nas właściwie z nimi sam na sam. Daje nam okazję obserwować ich działania i na tej podstawie samodzielnie oceniać.
Styl, jakim operuje Campbell, zmusza czytelnika do pewnego wysiłku. Słowa stawiane są ciężko, a strony obfitują w karkołomne opisy. Nie świadczy to wcale o pisarzu źle. Nie można jednak nazwać „Najciemniejszej części lasu” powieścią lekką i przyjemną w lekturze. Cały czas wymaga się skupienia. Które procentuje, rzecz jasna.
Co rzuciło mi się w oczy w trakcie czytania i o czym warto wspomnieć: niemal na każdej stronie powieści występuje słowo związane z lasem: drzewo, liść, gałęzie. Powtórzenia te tylko zacieśniają wokół czytelnika worek wypełniony dusznym, gnijącym powietrzem lasu Goodmanswood. Lasu, który stanowi punkt centralny powieści – jest jej początkiem i końcem.
Niemal trzysta siedemdziesiąt stron gęstego druku nie mija może zbyt szybko, ale niewątpliwie przyjemnie. Powieść absorbuje, wciąga i co ważne w tego typu literaturze: autentycznie może czytelnika przerazić. A to przecież nie takie znów łatwe dla kogoś, kto grozę czyta nie tylko „od święta”. Dodatkowo pochwalić wypada ładną okładkę, jaką książce przyszykowała Książnica. Stronice też są bardzo estetyczne, nie białe, a przyjemnie zżółkłe.
Mimo iż nie czytałem jeszcze wielu wydanych w ostatnim czasie horrorów; mimo że nie jestem na bieżąco, i tak skłonny jestem zaryzykować stwierdzenie, iż „Najciemniejsza część lasu” to jeden z oryginalniejszych i lepszych horrorów, jakie wydano w Polsce w ostatnich latach. Wierzę też, że nie jestem w tej opinii odosobniony. Mam ogromną nadzieję, że Książnica w przyszłości zajmie się wydawaniem kolejnych powieści Campbella. Wiele osób zaczęłoby zastanawiać się, kto jest prawdziwym „królem horroru”.