Freud we współczesnej kulturze jest bez wątpienia postacią wiecznie żywą. Jego teoria psychoanalizy jest obecna nie tylko w kręgach naukowych czy akademickich, ale też w świadomości ogółu. Bywa przedmiotem zainteresowania, lekceważenia, zachwytu, drwin, a jej niezaprzeczalna żywotność znajduje coraz częściej wyraz w literaturze. Za przykłady można tu podać „Sekret Freuda” Jeda Rubenfelda czy też „Nadciąga mrok” Franka Tallisa, będącą czwartą z kolei powieścią z cyklu „Zapiski Liebermana”, gdzie tło stanowią właśnie tezy austriackiego psychiatry.
Wiedeński doktor, Maks Liebermann, wezwany zostaje na miejsce morderstwa, gdzie ofiarą jest pijar polskiego pochodzenia. Głowa leżała obok ciała, a już pobieżne oględziny pozwalały wysnuć wniosek, że została ona nie ucięta, a brutalnie oderwana. Jakiś czas później w identyczny sposób ginie urzędnik miejski, a śledztwo prowadzone w tych sprawach pokazuje, że obie ofiary były antysemitami. Podejrzenia padają na wiedeńskich chasydów, a Liebermann, który początkowo z chłodną obojętnością podchodził do wszelkich spraw religijnych, z czasem zagłębią się w kabałę, by rozwikłać zagadkę.
Akcja powieści rozwija się niespiesznie. Intryga właściwie cały czas pozostaje w cieniu, a na pierwszy plan wysuwają się kwestia traktowania żydowskiej mniejszości, problemy w pracy głównego bohatera oraz oczywiście psychoanaliza. Można by nawet złośliwe powiedzieć, że Tallisa bardziej niż prowadzenie intrygi zajmują takie błahostki, jak opisy wyglądu i smaku wyrobów cukierniczych, które regularnie pojawiają się na kartach powieści. Można by, jednak spostrzeżenie to nie mogłoby być w żadnym wypadku zarzutem, bowiem wszystkie te wątki i fragmenty są napisane z taką finezją, że zainteresowanie czytelnika nie słabnie nawet na moment.
Nie można też powiedzieć, by wątek kryminalny przez to przewijanie się w tle stracił na wartości. Tallis najwyraźniej zdaje sobie sprawę ze swoich umiejętności i wiedział, że nie musi intrygi trzymać cały czas przed oczami czytelnika, by zrobić na nim wrażenie. Z doskonałym wyczuciem i niejakim pietyzmem podrzuca dobrze ukryte wskazówki i tropy. Nienachalne, ale widoczne dla uważnego czytelnika, który zbierając je dojdzie przed końcem książki bez problemu do … ślepego zaułku. Tallis z ujmującą wręcz prostotą wywiódł mnie w pole, zmazując tym samym mój – obecny przez ostatnie pięćdziesiąt stron – protekcjonalny uśmieszek.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, że żaden wątek przedstawiony w powieści nie był napisany tylko dla zapełnienia większej ilości stron. Wszystkie tak drugoplanowe – wydawałoby się – wydarzenia, jak pozyskiwanie funduszy na zbudowanie schroniska dla żydowskich kobiet, konflikt głównego bohatera ze swoim ojcem czy nawet doskonalenie umiejętności muzycznych przez Maksa z biegiem czasu coraz bardziej się zacieśniają, by w końcu doprowadzić do spójnego i w pełni satysfakcjonującego zakończenia.
„Nadciąga mrok” z pewnością spełnił oczekiwania, jakie pokłada się w tego typu powieściach. Sugestywnie oddał klimat czasów, w jakich rozgrywa się książka, przeprowadził intrygę na bardzo wysokim poziomie i okrasił całość ciekawostkami dotyczącymi znanych osobistości, jakie się w tym gatunku często pojawiają. W tym przypadku był to Freud i jego psychoanaliza. A wszystko to przedstawione zostało w sposób tak wyważony, że powieść czyta się naprawdę doskonale. Mam nadzieję, że po „Nadciąga mrok” do Polski nadciągną niebawem kolejne części tego szalenie intrygującego cyklu.