Edward Cullen wymięka
Literatura popularna już nie raz przekonywała nas, jak romantycznymi kochankami są wampiry. Autorka tutaj omawianej powieści miała w tym niemały udział. Jej „Wywiad z wampirem” oraz liczne kontynuacje (także – a może zwłaszcza – ich ekranizacje) stały się już kanonem literatury grozy. I choć „Mumia” jest moim pierwszym spotkaniem z prozą Anne Rice, to chyba mogę mniemać, iż cały nam panujący boom na paranormal romance jest niejako odpowiednikiem tamtych historii – w wersji dla nastolatek.
Zarówno pod względem kunsztu języka jak i samej klasy opowiedzianej historii, porównywanie Anne Rice do Stephanie Meyer wydaje się być lekkim nietaktem. Historia Ramzesa Przeklętego, przebudzonego z trwającego dwa tysiąclecia snu, jest wielokrotnie bardziej wysmakowana, niż miłosne perypetie Belli. Oto starszy nieco brytyjski archeolog odkrywa w egipskiej piramidzie sarkofag zawierający rzekome ciało pradawnego władcy doliny Nilu. Na skutek pewnym rodzinnych sporów i okrutnej intrygi umiera, nim mógłby się odkryciem należycie nacieszyć. Eksponat przetransportowany zostaje do jego posiadłości w Wielkiej Brytanii i pod pieczą córki uczonego oczekuje na uroczyste otwarcie, po którym ma zostać oddany do muzeum. Okazuje się jednak, że owinięte bandażami ciało z dnia na dzień odzyskuje jędrność i witalność, przybierając postać zabójczo przystojnego mężczyzny o nienagannych manierach.
W pierwszej części powieść to jak żywo wspomniane już paranormal romance – w wersji dla nieco dojrzalszych czytelniczek. Można nacieszyć się opisami błękitnych oczu, szerokiej piersi i dostojności dawnego władcy, który nawiązuje burzliwy i namiętny romans z córką archeologa. W tle snuta jest w pierwszych stronach nić intrygi, która z kraju Szekspira rozciąga się na piaski Sahary. Akcja rusza z kopyta, padają kolejne trupy – i osoby, których ckliwe romanse nie bawią, mogą otworzyć drugie oko (dla osób zaś, którym jednak bliższe są miłostki – dowiedzą się, jakie inne Ramzes Wielki ma przymioty). Może i próżno szukać w „Mumii” momentów prawdziwej grozy, ale wątek kryminalny i nadnaturalny czytelnik ma zapewniony. Są też sceny makabryczne (kilka, co muszę przyznać, całkiem nieźle pomyślanych), są pościgi, nieco humoru – nade wszystko jednak romans, który stanowi mimo wszystko o charakterze utworu. I o grupie docelowej, jak mniemam.
Być może będzie to nieco trąciło szowinizmem, ale myślę, że powieść ta to literatura mocno kobieca. To nieco trywialna i uogólniająca konstatacja, ale jak się przekonałem na własnej skórze – wskazuje właściwy kierunek. Powieść zawiera i dreszczyk emocji, i zmysłowość, napisana jest bardzo zgrabnie i nawet nie gustując przesadnie w podobnych nastrojach, można odczuwać z lektury pewną przyjemność. Nade wszystko jest jednak „Mumia” paranormalnym romansem dla czytelniczek, którym nie w głowie już małe dramaty nastoletnich wampirów. Fani horroru też mogą być kontent z lektury, ale tych przestrzegam mimo wszystko, bo powieść Anne Rice jest niekrótka a od – popularnych ostatnio – dzieł Ketchuma czy Lee odległa ogromnie. Ja z kolei raczej w kwestii romansów będę trzymał się tych klasycznych gotyckich, pióra Lewisa czy Ann Radcliffe.