W oczekiwaniu na nowe wydanie „Mrocznej połowy”, które na luty zapowiadało wydawnictwo Prószyński i S-ka postanowiłam gruntownie przypomnieć sobie treść tej książki, którą ostatni czytałam dawnymi już czasy, a po lekturze ewentualnie zdecydować się, lub nie, na jej zakup.
Głównym bohaterem „Mrocznej połowa” jest Thad Beaumont, wykładowca uniwersytecki, a zarazem pisarz, autor bardzo ambitnych, ale niezbyt poczytnych powieści. Po wydaniu pod własnym nazwiskiem dwóch takich książek przechodzi załamanie, w wyniku którego zaczyna pisać brutalne powieści kryminalne odnoszące natychmiast olbrzymi sukces. Po latach uprawiania tej, w gruncie rzeczy obcej mu twórczości, Beaumont decyduje się na upublicznienie swojego oszustwa. Ujawnia się jako rzeczywisty autor kryminałów i na oczach prasy dokonuje symbolicznego pochówku Straka. Ten jednak nie chce tak łatwo zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia. Wkracza do rzeczywistego świata stając się drugim z kolei głównym bohaterem powieści. Ożywiony Stark, stosując metody żywcem wyjęte ze „swoich” książek próbuje zmusić Thada, by ten nauczył go pisać, by pomógł mu napisać kolejny kryminał, który umożliwi mu stanie się prawdziwym, żywym człowiekiem.
Pewnym smaczkiem może być tutaj fakt, iż sam Stephen King miał już w 1989 r. przygotowaną powieść pt. „Steel Machine”, którą zamierzał wydać pod nazwiskiem George Stark, będącym zarzem pseudonimem literackim Richarda Bachmana,. Ostatecznie nie uczynił tego, zaś fragmenty owego dzieła zamieścił w książce „Mroczna połowa” jako powieść, którą Thad pisał wspólnie ze Starkiem. Zadziwia również ta mnogość nazwisk i osobowości, zarówno w życiu jak i w książce Kinga. Podczas całej lektury czytelnik nie ma pojęcia, kim albo czym właściwie jest Stark. Czy jest to ożywający nagle pseudonimem, brat bliźniak Thada Beaumonta, czy też po prostu pewna część jego osobowości.
Książka jest inna od tych najbardziej dla Kinga charakterystycznych (jak chociażby „To”) pełnych wyczerpujących i obfitych. W „Mrocznej połowie” nie ma tych „dłużyzn” co zapewne w zależności od osobistych zapatrywań będzie dla konkretnych czytelników cechą pozytywną bądź negatywną. Ja muszę przyznać, że lubię narrację Stephena Kinga i w tej książce bardzo mi jej brakowało. Ale to nie znaczy, iż uważam, że jest zła. Lektura nie męczy. Całość czyta się ją bardzo przyjemnie, a nawet z wypiekami na twarzy. Po prostu dla mnie to nie ten King, do którego przywykłam oraz którego lubię i cenię najbardziej. To naprawdę dobra lektura sięgnięcie po którą polecam każdemu kto do tej pory się z nią nie zetknął. Tych którzy czytali ją kiedyś zachęcam by skorzystali z faktu, iż po tak długiej przerwie pojawiła się wreszcie w naszych księgarniach i ponownie zawarli znajomość z Thadem Beaumontem, jego rodziną i otoczeniem.
Bardzo dobrym posunięciem ze strony Prószyńskiego i Spółki było wznowienie wreszcie „Mrocznej połowy” i jestem przekonana, że wszyscy miłośnicy twórczości Króla zgodzą się ze mną i docenią ten fakt. Powieść ta jak do tej pory była wydana w Polsce tylko raz, trzynaście lat temu i dzisiaj jest już niezmiernie bardzo trudno dostępna. W przeciwieństwie do wielu innych tytułów, również Kinga, wielokrotnie wznawianych i publikowanych przez różne wydawnictwa. Do sięgnięcia po lekturę zachęcić może także okładka, wyjątkowo korzystna jak na to czym zazwyczaj raczy czytelnika Prószyński. Nawiązuje ona do treści, nie razi zbytnio kolorystyką i jest miłym dodatkiem do przyjemnej lektury.