W recenzji „Ciemnej materii” Juli Zeh pisałem, że nie przepadam za kryminałami, że bardziej intryguje mnie tło fabuły. W tamtej powieści tym tłem była fizyka, zaś w „Morderstwie w znaku zen” Oliviera Bottiniego, tym, co interesowało mnie najbardziej były wierzenia i kultura Dalekiego Wschodu. Co ciekawe, akcja „Morderstwa” rozgrywa się w dużej mierze we Fryburgu, gdzie umiejscowiona jest również fabuła „Ciemnej materii”… Niezwykły zbieg okoliczności.
Oliver Bottini, niemiecki autor kryminałów, do czasu wydania omawianej powieści nie był w Polsce znany, co szczególnie nie dziwi, gdyż wydał jak dotąd kilka książek, z których tylko jedna – właśnie „Morderstwo w znaku zen” – otrzymała w Niemczech wyróżnienie (polski wydawca napisał, że autor zdobył najwyższą niemiecką nagrodę w dziedzinie kryminału, Deutscher Krimi Preis, za rok 2005, tymczasem Bottini otrzymał zaledwie trzecią nagrodę w rzeczonym konkursie).
Zacznę subiektywnie – książka mnie setnie wynudziła. Nie oznacza to jednak, że nie jest porządnym kryminałem, po prostu wszystkie wątki, które mnie przyciągnęły do powieści, okazały się wątkami silnie pobocznymi. Bottini, mimo iż sam zgłębia tajniki kultury i wierzeń Dalekiego Wschodu, nie wlał w opisywaną historię zbyt wiele ducha Orientu. Przez cały czas miałem nadzieję, że do „Morderstwa w znaku zen” wkroczy mistyka, metafizyka, te jednak pojawiały się jedynie w szczątkowej formie.
Natomiast jeśli chodzi o samą istotę książki, czyli intrygę kryminalną, ta jest całkiem przekonująca. Do małego miasteczka przybywa ranny mnich, który nie chce z nikim rozmawiać i przed czymś ucieka. Sprawę ma zbadać komisarz Louise Boni, kobieta w średnim wieku, mająca rozliczne problemy, m.in. z alkoholem, rodzicami, kolegami z pracy, własną przeszłością etc. Mimo iż zostaje oddalona od sprawy przez swoją chorobę alkoholową, między nią a mnichem powstają więzy duchowe, które nie pozwolą jej porzucić tego przypadku.
W powieści nie brakuje niezwykłych tajemnic, wątpliwości, zwrotów akcji i innych elementów, które powinny zadowolić miłośnika kryminałów. Liczne problemy głównej bohaterki-policjantki i jej z nimi zmagania mogą trochę irytować, ale na swój sposób również one mogą być ciekawe, choć nie wszystkich rozwiązanie mnie satysfakcjonuje.
Trudno mi, jako laikowi jeśli chodzi o literaturę kryminalną, wskazać jakieś szczególne cechy powieści, które mogą przypaść do gustu, albo i nie, zagorzałemu miłośnikowi tego gatunku. Od siebie mogę powiedzieć tylko tyle, że za mało było tam Wschodu, ale do samej intrygi nie mam większych zastrzeżeń. Moim zdaniem „Morderstwo w znaku zen” to kryminał porządny, chociaż przeciętny.