Kryminalne międzywojnie
Kryminały retro przeżywają w ostatnim czasie prawdziwy renesans. Mamy i w tym przybytku autorów rodzimych: Krajewskiego, Wrońskiego, a ostatnio Sasza Hady wbiła się przebojem na rynek swoim świetnym debiutem. W podobną konwencję, która ostatnio jest chyba modna (ale to moda w jak najbardziej stylowym wydaniu), wpisuje się Alicja Minicka ze swoim Morderstwem w Miłowie, które umiejscowiła w roku 1928.
Tytułowa osada to wieś w okolicach Poznania. Wyróżnia ją jednak z setek jej podobnych ekstrawagancka posiadłość państwa Górskich, która już niebawem stanie się milczącym świadkiem ponurej zbrodni. Obserwatorem całej sprawy przypadkiem staje się Samanta Greenwood – Angielka polskiego pochodzenia, będąca gościem na włościach Górskich. Jako rezolutna młoda dama postanawia pomóc śledztwu jak umie najlepiej – jak to wychodzi w praktyce? To już zupełnie inna bajka…
Minicka postawiła na klasyczną formę kryminału – taką jaką znamy chociażby z powieści Agathy Christie. Czytelnik dostaję tajemnicę w postaci morderstwa oraz kanoniczny zamknięty krąg podejrzanych – tych, którzy znajdowali się akurat feralnej nocy w posiadłości. Rzuca się w oczy scenograficzne ograniczenie akcji. Większość opisywanych wypadków dzieje się albo w Miłowie, na terenie domostwa Górskich, lub w Poznańskim komisariacie. Takie zawężenie odbija się zarówno na długości powieści, jak i jej dynamice. Lektura płynąc spokojnym, ale jednocześnie pełnym zakrętów rytmem wodzi czytelnika mocno za nos, wpuszczając go w coraz to nowe meandry. I niestety, gdy czytelnik już wprawi się w dryfowaniu tym nurtem powieść się kończy. Niedosyt zaś pozostaje.
Scenograficznie osadzenie akcji sprawdza się znakomicie. Minicka oddała realia epoki drobiazgowo, odczuwalne one są nawet w zachowaniach oraz ograniczających bohaterów konwenansach i salonowych grach. Klimat lat międzywojnia wylewa się wprost z kart tej powieści, urzekając czytelnika – to taki książkowy wehikuł czasu, który przenosi nas do czasów, kiedy świat był odrobinę mniej skomplikowany, a piękno i dobry gust było nadal w cenie.
Dwójka protagonistów Morderstwa w Miłowie to persony skrojone na pozór zwyczajnie, ale wzbudzają w czytelniku natychmiastową sympatię. Jak można nie polubić rezolutnej studentki sztuki, którą śmiało można by nazwać emancypantką oraz cynicznego i nieprzejednanego stróża prawa? Duet może i nie oryginalny, ale za to posiadający urok tych rzeczy, które są nam już dobrze znane. Prawie wszystko w wizji Minickiej ma stylowy urok tak charakterystyczny dla dwudziestolecia międzywojennego. Dzięki temu nawet to co oklepane, zyskuje zupełnie nowy, nostalgiczny wyraz.
Cała powieść Minickiej można właśnie nazwać taką sentymentalną wędrówką. To książka dla lubiących klasyczne kryminalne łamigłówki bez ton akcji i wymyślnych komplikacji fabuły. Ta i tak zaskakuje wystarczająco. Można by narzekać na odrobinę niewykorzystany potencjał całości – ciężko się oprzeć wrażeniu, że można by było zrobić to lepiej i głębiej. Chwilami zgrzyta też odrobinę rwana narracja. Mimo tych wad, powieść Minickiej ma rzadki dar „oczarowywania” czytelnika. Wtedy niedoróbki schodzą w cień i można się cieszyć smakowitą lekturą. Tylko czemu tak szybko się kończy?