Moherfucker

„Moherfucker” to kontynuacja dobrze przyjętego przez czytelników „Hell-P”, w którym amerykański agent Jerry Wilmowski przybył do Polski, żeby rozprawić się z pomiotem Cthulhu. A te cwane bestie upodobały sobie szczególny rodzaj kamuflażu – wszystkie guimony, bo tak są nazywane, imitują wygląd staruszek. Pomijając naturalne opory przed strzelaniem do Bogu ducha winnych babć i dziadków, ich eksterminację dodatkowo utrudnia fakt, że zabić je można wyłącznie bronią wykonaną przy użyciu alsternu – metalu, który nie występuje naturalnie na naszej planecie, a jedynie narasta na grobie samego Cthulhu. Główny bohater cyklu to Polak, Kamil Stochard z ABW, który zostaje oddelegowany do pomocy Wilmowskiemu, a w drugiej części trafia do Rosji jako swego rodzaju specjalista od walki z guimonami.

Z twórczością Eugeniusza Dębskiego miałam okazję zapoznać się po premierze „Niegrzesznego maga” i było to spotkanie bardzo przyjemne. I chociaż wydawałoby się, że „Moherfucker” to zupełnie inna bajka, kontynuacji „Hell-P” znacznie bliżej do tej typowej powieści fantasy niż do horroru, który w książce pojawia się bardzo sporadycznie. Czemu? Bo tak jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak kilka krwawych scen i odwołania do Mitologii Cthulhu nie sprawią, że powieść stanie się od razu pełnokrwistą grozą. Jest to raczej zabawna, napisana swobodnym stylem sensacja. I trochę szkoda, że Dębski nie zdecydował się napisać “Moherfuckera” w odrobinę cięższej konwencji. Lovecraft jest guru tych czytelników, którzy przepadają za atmosferą tak gęstą, że można ją kroić nożem, a tymczasem Dębski wykorzystał Mitologię Cthulhu do stworzenia lekkiej fantastyki z dreszczykiem.

Całe szczęście, „Moherfucker” świetnie sprawdza się jako powieść akcji – Dębski potrafi przykuć uwagę czytelnika, stworzyć odpowiednie napięcie i utrzymywać je na całkiem wysokim poziomie. W scenach walk z guimonami pisarz nie stroni od posoki, a całość wypada bardzo dynamicznie – przez opisy się wręcz płynie i choć odrobinę cierpi na tym atmosfera, akcja mknie wartkim i nieprzerwanym strumieniem. In plus należy zaliczyć też dialogi – nie tylko brzmiące bardzo naturalnie, ale też napisane z jajem.

Na pewno docenić trzeba również styl, który idealnie pasuje do obranej przez Dębskiego ścieżki literatury niewymagającej i lekkiej jak piórko, a do tego niesie ze sobą sporo humoru i ciekawych lingwistycznych zabaw, dodających sporo smaczku i umilających lekturę wszystkim czytelnikom z filologicznym zacięciem.

„Moherfucker” kończy się podszytą mistycyzmem brawurową rozpierduchą, a wredny wręcz cliffhanger na pewno skutecznie przekona czytelników do sięgnięcia po kontynuację. Dlatego dobrze się zastanówcie, czy chcecie przeczytać najnowszą powieść Dębskiego, bo na pewno na lekturze jednej książki tego autora się nie skończy, a kto wie, kiedy kolejna część historii Kamila „Moherfuckera” Stocharda ujrzy światło dzienne?

Moherfucker

Tytuł: Moherfucker

Autor: Eugeniusz Dębski

Wydawca: Runa

Data wydania: październik 2010

Format: 480 s.

Cena okładkowa: 32,50

Opis z okładki:

Oto skromne mieszkanko rosyjskiej babuni — kilimy na ścianach, kryształowe skarby w meblościance ze sklejki, pejzaże wycięte ze starych kalendarzy, niedźwiadki Szyszkina. Czy czeka nas miła pogawędka o Pałacu Zimowym, przy herbacie z samowara i blinach? Nie w nowej powieści Dębskiego! Bo Petersburg, nazywany przez Dostojewskiego przedsionkiem piekła, doświadcza kolejnej fali zbrodni. Zaczyna się, oczywiście, całkiem niewinnie. Babuszka, zagadnięta przez kilku podpitych obiboków na podwórku petersburskiego blokowiska, wcale nie zamierza się litościwie dorzucić do fajek. Ba, nie chce oddać siatki z portmonetką. A kiedy przywódca młodocianych rekietierów przechodzi do rękoczynów, staruszka bierze sprawę w swe chudziutkie, osłabione wiekiem ręce. Tylko czy to aby na pewno staruszka? Czy poczciwe babcie urywają głowy podpitym młodzieńcom, choćby i najbardziej chamskim? I czy w odwecie za nastanie kapitalizmu i głodowe emerytury szatkują współobywateli szponami na drobne kawałki? Zagadkę morderczego ożywienia wśród leciwej populacji Petersburga ma wyjaśnić kapitan specnazu Sukonin. Jego uwagę zwraca raport Kamila Stocharda z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, opisujący dziwaczne zabójstwa wśród polskich emerytów. Postanawia ściągnąć kolegę z bratniego kraju na konsultacje. A żeby przyjaźń polsko-rosyjska nabrała rumieńców i żeby Polak nie odkrył żadnych niewygodnych dla gospodarzy tajemnic, jako anioła stróża przydziela mu piękną agentkę Zemfirę.

Przewiń na górę