Maska Cthulhu

Maska Cthulhu

Jak wiele klasycznych opowieści grozy czeka w kolejce na swój debiut w Polsce? Z każdym rokiem coraz mniej. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że od dwóch, trzech lat możemy zaobserwować wzrost zainteresowania pracami sprzed kilkudziesięciu a nawet kilkuset lat. Coraz częściej padają pytania o autorów wcześniej pomijanych czy wręcz zapomnianych, także tych tworzących weirdową pulpę. Naszła nas ochota na zgłębianie podwalin gatunku? A może najzwyczajniej w świecie szukamy odskoczni od horroru współczesnego? Niezależnie od przyczyn zjawiska warto je wspierać – co de facto czynimy – i pielęgnować. W naturalny sposób prośby czytelników znajdują odzwierciedlenie w zapowiedziach poszczególnych wydawnictw. Do oficyny pana Pawła Marszałka, jeszcze do niedawna będącego prawdziwym outsiderem polskiej sceny wydawniczej, dołączają kolejni promotorzy dawnej grozy. Wśród nich ekipa Wydawnictwa IX.

Ponad rok temu usłyszeliśmy, że na polski rynek zawita August Derleth i jego Maska Cthulhu [ang. The Mask of Cthulhu], zbiór sześciu opowiadań pierwotnie opublikowanych w latach 1939-1957 na łamach magazynów Weird Tales oraz Fantastic Universe. Wspomniana informacja wywołała w środowisku miłośników horroru – nie tylko wśród osób zafascynowanych światami Lovecrafta – naturalny i w moim przekonaniu całkowicie zrozumiały entuzjazm. Podejrzewam, że każdy kto choć trochę czytał o dokonaniach Derletha chciał w pewien sposób przekonać się o wartości i sile jego literackich pomysłów. Pomysłów dużo bardziej indywidualnych – nie bazujących na notatkach mistrza z Providence – od tych zaprezentowanych chociażby w zbiorze Obserwatorzy spoza czasu. Jeżeli o mnie chodzi to dodatkowo chciałem osobiście przekonać się, czy opowieści zebrane w Masce Cthulhu potrafią zwyczajnie zaciekawić. Zweryfikować czy wyprawa do Nowej Anglii Derletha będzie równie porywająca jak podróże po tych terenach w towarzystwie Lovecrafta.

August Derleth nie był drugim Lovecraftem, choć zapewne bardzo chciał. Był za to człowiekiem, dzięki któremu pamięć o Samotniku z Providence przetrwała próbę czasu – w dużej mierze za sprawą jego tytanicznej pracy w wydawnictwie Arkham House. Był także pisarzem, który dość dobrze poruszał się w obrębie „mitologii Cthulhu”, który to termin sam ukuł. Przykładem sprawnego się nią posługiwania jest właśnie Maska Cthulhu. Jak bardzo sprawnego? Od autorów piszących w hołdzie Lovecraftowi wymagam, aby możliwie mocno łączyli własne historie z opowieściami oryginalnymi. Niekoniecznie poprzez motyw przewodni ”cyklu Arkham”, czyli w wielkim uproszczeniu: relacje kontaktów ludzi z Przedwiecznymi, ale o połączeniu bardziej przyziemnej natury. I Maska Cthulhu takie literackie scalenie oferuje. Choć większość czytelników doskonale zdawało sobie sprawę, iż zaprezentowane w zbiorze wydarzenia rozgrywają się na terenie Nowej Anglii, to Derleth poszedł dalej i dość mocno sprecyzował lokalizacje poszczególnych opowiadań. W Powrocie Hastura posiadłość Amosa Tuttle’a – ciekawe czy twórcy serialu Detektyw inspirowali się bohaterem opowiadania? – usytuowana została „przy Aylesbury Road pobliżu zjazdu do Innsmouth”, z kolei dom Sylvana Phillipsa [Pieczęć z R’lyeh] znajduje się bezpośrednio w owej miejscowości. Podobnie wygląda kwestia umiejscowienia wydarzeń w czasie. We Wzgórza lelków bohaterowie wracają do niedawnych wydarzeń z Dunwich, zaś w Powrocie Hastura i Układzie Sandwina zostaje przywołana akcja „wysadzania dynamitem osiedla przybrzeżnych budynków i części złowieszczej Diabelskiej Rafy”. Być może dla większości czytelników powyższe drobiazgi nie mają większego znaczenia. Dla mnie jednak pełnią bardzo ważną funkcje. Chronologii wydarzeń nadają znamiona autentyczności oraz scalają poszczególne opowieści tworząc coś na kształt uniwersum.

Skoro mowa o dążeniach Derletha do nadania opowieściom wiarygodności warto wspomnieć o jeszcze jednym zabiegu obecnym w Masce Cthulhu. I nie mówię tutaj o próbach wkomponowania mitologii Cthulhu do wierzeń rzymskokatolickich. O tym możecie dowiedzieć się zerkając do posłowia Mikołaja Kołyszki [Tak, Derleth nasz oszukał – ale jednak był wielki]. Z kolei w Powrocie Hastura możecie przeczytać o Robercie Chambersie oraz o panu Bierce i jego Carcosie. Natomiast w Rzeczy z drewna być świadkiem zestawienia tytułowej figurki z rzeźbami Clarka Ashtona Smitha. Oczywiście powyższe nazwiska nie wpływają w znaczący sposób na fabułę opowiadań, ale z pewnością pobudzają wyobraźnię. Stanowią pewien rodzaj literackiego mrugnięcia okiem do czytelników, drobnego ale wyjątkowo efekciarskiego.

Ilustracja Richarda Taylora z wydania z 1958 roku

No dobrze, lecz czy Maska Cthulhu oferuje czytelnikowi coś więcej niż krajoznawczą wycieczkę po owianych złą sławą miasteczkach Nowej Anglii? Z całą pewnością, zwłaszcza miłośnikom prozy Samotnika z Providence. Derletha oczarowała wizja Lovecrafta, co wyraźnie odzwierciedlają pisane przez niego historie. To dlatego w jego opowiadaniach nieustannie natrafiamy na motywy dość dobrze nam znane i kojarzone jednoznacznie. W Domu Sandwinów raz jeszcze odkrywamy kulisy koszmarnego paktu zawartego między człowiekiem a Przedwiecznymi. Przymierza, którego konsekwencje – nie tylko duchowe, ale i stricte fizyczne – od razu przywodzą na myśl wydarzenia z Widma nad Innsmouth. Czytając Rzecz z drewna mamy szansę ponownie obserwować wpływ dziwnej, prymitywnej figurki – będącej czymś na kształt bramy do innego wymiaru – na umysł człowieka wrażliwego. Nie będę w tym miejscu wymieniał wszystkich fabularnych zbieżności, aby nie zepsuć zabawy tym, którzy do Maski Cthulhu dopiero zasiądą.Śmiem twierdzić, że samodzielne odkrywanie owych powiązań to radość równa radości potomka Phillipsów, kiedy pierwszy raz poczuł zew morza [Pieczęć z R’lyeh].

Ronald Rich – https://catalog.hathitrust.org/Record/007114000
August Derleth at his desk

Jak zaznaczyłem na samym początku: August Derleth dość sprawnie poruszał się w obrębie rzeczywistości arkhamowej. Owszem, gdy czuł potrzebę jej modyfikacji – przykładem ponownie niech będzie naginanie mitologii Cthulhu do własnych wyobrażeń na temat walki Dobra ze Złem – to po postu jej dokonywał. W moim przekonaniu miał do tego prawo, choć oczywiście powinien owe zmiany opatrzyć stosownymi przypisami. Tak, aby przyszłe pokolenia umiały bezbłędnie oddzielić obie wizje, Lovecrafta i Derletha. Fakt, że zaniechał owych wyjaśnień to prawdopodobnie jeden z jego największych grzechów. Zasiadając do lektury Maski Cthulhu warto o tym pamiętać. Pomoże to we właściwej ocenie zbioru i oddali zarzuty – jak najbardziej słuszne, ale przecież powtarzane od lat – o zniekształcanie, wypaczanie podań o Wielkich Przedwiecznych. W końcu, jak długo jeszcze będziemy karać Derletha za jego przewinienia? Czyżbyśmy życzyli sobie aby Arkham House nigdy nie powstał?

Zakończywszy lekturę Maski Cthulhu postanowiłem, że będę bronił zawartych w niej tekstów. Są one oparte na podobnych scenariuszach i przez to mocno przewidywalne. Czytelnik nieustannie jest bombardowany tymi samymi fabularnymi zagrywkami, a poszczególne wątki są lustrzanymi odbiciami wątków zapoczątkowanych przez Lovecrafta. Wszystko to już było. Tajemnicze zniknięcie lub śmierć przedstawiciela rodu, „kroki istoty o wymiarach przekraczających ludzkie wyobrażenie”, lelki zwiastujące śmierć, fizyczne deformacje ciała, przerażająca a zarazem fascynująca muzyka, zakazane księgi, monumentalne budowle, człekopodobne stworzenia czy rozpaczliwe prośby opętanych w godzinie ich agonii. Mógłbym wymieniać bardzo długo. Czy jednak brak oryginalności z góry skazuje opowiadania Derletha na niskie noty? Nie w moich oczach. Przyznam, że za tym tęskniłem. Maska Cthulhu pozwoliła mi ponownie poczuć ducha Lovecrafta. O wiele bardziej niż wszystkie te współczesne historie, które zapominają, że Lovecraftowi daleko było do obłędnej przemocy czy seksualnej degeneracji atakującej czytelnika.

August Derleth. Przez jednych ceniony, przez drugich pogardzany. Choć od premiery Maski Cthulhu minęło ponad sześćdziesiąt lat to wznowienia prozy Derletha wciąż wzbudzają szerokie zainteresowanie. Nic się nie zmieniło. Horror potrzebuje światów Lovecrafta, tak samo jak w latach trzydziestych, czterdziestych i kolejnych. I nadal będzie potrzebował. Żywię ogromną nadzieję, że ekipa Wydawnictwa IX podziela moje zdanie.

* Wszystkie cytaty pochodzą ze zbioru Maska Cthulhu Augusta Derletha; Wydawnictwo IX, Kraków 2020.

Maska Cthulhu

Tytuł: Maska Cthulhu

Autor: August Derleth

Wydawca: Wydawnictwo IX

Data wydania: 2020

Format: oprawa twarda, oprawa miękka, e-book

Cena okładkowa: 29,00

Opis z okładki: August Derleth po śmierci H.P. Lovecrafta postawił sobie za główny cel wydanie całej twórczości swojego korespondencyjnego przyjaciela. To właśnie on, pełen determinacji, przedstawił wstępny projekt oficynie Charles Scribner’s Sons, a gdy ta odrzuciła pomysł, zamiast się poddać, założył wraz z Donaldem Wandreiem wydawnictwo Arkham House, które miało wkrótce stać się instytucją kultową. Derleth zatroszczył się w niej nie tylko o godne wydanie dzieł Lovecrafta, ale też do końca swojego życia podsycał zainteresowanie czytelników twórczością i osobą Samotnika z Providence. To dzięki Arkham House znamy nie tylko utwory Lovecrafta, ale też jego listy i eseje. Dzięki Arkham House ukazały się w formie książkowej opowiadania innych twórców z kręgu mitologii Cthulhu, którzy z biegiem czasu współtworzyli ją i rozwijali. „Maska Cthulhu” to zbiór sześciu opowieści z pogranicza horroru i fantasy, z których część pierwotnie ukazała się w magazynie „Weird Tales” (w latach 1939-1953), a ostatecznie zostały zebrane w całość w 1958 roku. Pierwsze z nich, „Powrót Hastura” powstało w oparciu o notatki pozostawione przez samego Lovecrafta, a kolejne, opowiadając historię nieszczęśników, którzy zetknęli się z przerażającą mocą Cthulhu, rozwijają w fascynujący sposób koncepcje panteonu Przedwiecznych.

Przewiń na górę