Powieść „Las cieni” autorstwa Francka Thillieza, to pierwsza książka z nowej serii kryminałów, wydawanej tym razem przez krakowskie wydawnictwo Zielona Sowa. Jest to wydawca, który przyzwyczaił czytelników raczej do oferty dla dzieci i młodzieży, oraz do szerokiego wachlarza klasyki, ze szczególnym uwzględnieniem lektur szkolnych. Okazuje się jednak, że Zielona Sowa wydaje czasem również coś dla nieco starszych czytelników. To do nich bowiem jest skierowana seria „Dobry kryminał”.
„Las cieni”, to kolejna powieść kryminalna, której autor zastosował prosty trik: bohaterem jest David Miller, pisarz, specjalizujący się właśnie w kryminałach. Pozwala to autorowi na łatwiejsze wejście w skórę bohatera, zaś czytelnik ma wrażenie, że opowieść jest przez to bardziej wiarygodna.
David Miller jest jednak nie tylko pisarzem, pracuje również jako balsamista, czyli przygotowuje zwłoki przed pochówkiem. Pracując w tym zawodzie powinien raczej pisać horrory, ale okazuje się, że nie kryminał musi nam wystarczyć.
Niestety popularność Millera sprawia, że otrzymuje coraz więcej listów od wielbicieli, co z czasem może okazać się niebezpieczne. Wśród wielbicieli pojawia się bowiem osoba psychopatyczna… kim jest tajemnicza Miss Hyde? Czy ma coś wspólnego z bezlitosnym Katem?
Jeżeli macie w skojarzenia z „Misery” Stephena Kinga, to jesteście na dobrym tropie, bo to podobny typ powieści. Co prawda David Miller nie jest tak boleśnie bezradny jak Paul Sheldon, za to Kat wyróżnia się wyjątkowym sadyzmem. Są w tej powieści sceny, które na długo pozostają czytelnikowi w pamięci. Trudno jednak nazwać Thillieza mistrzem makabry. Właściwie to trudno nazwać go jakimkolwiek mistrzem. „Las cieni” jest bowiem dość przeciętną powieścią, jak na start nowej serii wydawniczej, to troszkę za mało.
Jeżeli już jesteśmy przy kalkach, to jest tu motyw, który kojarzyć się może z filmowym „Koszmarem z ulicy Wiązów”. Oto bowiem dowiadujemy się o istnieniu mordercy, który ponad dwadzieścia lat temu grasował po okolicy, po czym sam odebrał sobie życie. Czy aby na pewno?
Po konstrukcji fabuły widać, że Franck Thilliez próbował trochę kombinować. Miesza wątki, myli tropy, ale też obraca w niwecz własne starania, zbyt nachalnie wskazując czytelnikowi rozwiązania, na które bohater jeszcze nie wpadł. Również postać psychologa-milionera, który wynajmuje Millera, by ten pisał pod jego dyktando, jest zbiorem klisz, a nie rzeczywistą postacią. Autor najwyraźniej próbował dodać powieści głębi, wplatając w wymyśloną przez siebie fabułę nieco naukowości, efekt jest jednak mizerny.
„Las cieni” to – w najlepszym przypadku – kolejowe czytadło. Czekając na przesiadkę, lub siedząc w wagonie prawdopodobnie damy sobie z tą powieścią radę. Jeśli jednak pod ręką będziemy mieli coś innego, zapewne ciśniemy ją w kąt.