Nazwisko Robina Cooka nieodparcie kojarzy się czytelnikom z thrillerami medycznymi, ewentualnie z kryminałami, w których bohaterscy lekarze przemieniają się w detektywów-amatorów. Cook co chwila wynajduje jakieś śmiertelne zagrożenie i konfrontuje z nim swoich bohaterów: a to nowy szczep śmiertelnego wirusa, a to zagrożenie wiążące się z eko-terroryzmem czy też wreszcie matactwa firm farmaceutycznych, prowadzące do tragedii na wielką skalę.
Jak przystało na byłego lekarza, Cook szpikuje swoje powieści sporą ilością medycznego żargonu, co opisywanemu przez niego światu dodaje autentyzmu. Pisarz próbował już wcześniej wyrwać się z kojarzonych z nim realiów – zaowocowało to powieścią „Sfinks”, jednak w rezultacie niezbyt wielkiego zainteresowania ze strony czytelników, powrócił do tematyki medycznej. Teraz, pomny doświadczeń z eksperymentami, próbuje co prawda czegoś nowego, ale powieść ubrana jest w charakterystyczne dla dzieł Cooka szatki. „Kryzys” jest bowiem thrillerem bliższym sądowym powieściom Johna Grishama, pozostającym jednak w obszarze zainteresowań fanów thrillerów medycznych.
Jednym z bohaterów powieści jest oczywiście lekarz – doktor Craig Bowman – specjalizujący się w leczeniu pacjentów o dużej ilości zer na kontach. Wiąże się to zwykle z wygodną, a przede wszystkim spokojną pracą. Kiedy jednak umiera jedna z pacjentek Bowmana, zaczynają się dla niego niespokojne czasy. Zostaje bowiem oskarżony o zaniedbanie i postawiony przed sądem. Tu właśnie zaczyna się nietypowa, bo grishamowska fabuła tej powieści.
Sceny w sądzie nie są na szczęście głównym nurtem akcji. Centralną postacią staje się w końcu szwagier Bowmana, pracujący w nowojorskim sądzie. Dopiero wówczas okazuje się, że sprawa ma drugie dno…
Czytając powieści Cooka można dojść do wniosku, że łapówkarstwo i skandale w naszej rodzimej Polfie, a także problemy, jakie pacjenci mają z polskimi lekarzami, to nic nie znaczące drobnostki. Dopiero tam, w dalekiej Ameryce, widać co to jest korupcja i brak poszanowania dla ludzkiego życia. Jeśli świat amerykańskiej medycyny wygląda tak, jak w książkach Cooka, to nie zazdroszczę tamtejszym pacjentom. Owszem, widać dokładnie, że po prostu stać ich na to, żeby się leczyć, ale również nie brakuje tam wariatów.
Dlatego też polecam lekturę, zwłaszcza jeżeli macie trochę czasu w lekarskiej poczekalni. Szybko zorientujecie się, że niektórzy mają gorzej od was.