Proza która boli
Z Jackiem Ketchumem jest tak, jak ze Stephenem Kingiem. Utarło się już, że to twórca horroru i większości ludzi takie uproszczenie pasuje, ale jeśli być konkretnym – co potwierdzą fani i jednego, i drugiego pisarza – sprawa nie jest wcale taka prosta. Wydany w Polsce w ubiegłym miesiącu zbiór opowiadań „Królestwo spokoju” to teksty gromadzone przez autora w latach 1992-2003, a więc przez niemal jedną trzecią dotychczasowej kariery. Trzydzieści dwa niedługie opowiadania – jedne przerażające, inne smutne – wszystkie naładowane emocjami po brzegi.
Osoba, której zdarzyło się zacząć przygodę z Ketchumem od debiutu i na nim poprzestała, może mieć nieco mylne pojęcie o tym, jak różnorodna i niebanalna to literatura. Zwyrodniały slasher „Poza sezonem” był pełen wymyślnej i odpychającej przemocy i mimo licznych słów krytyki – na jakie mimo wszystko powieść ta zasłużyła – jest to powieść uderzająco intensywna. Jeśli znów ktoś na pierwszy ogień wziął najsłynniejszą i co najmniej tak samo kontrowersyjną „Dziewczynę z sąsiedztwa”, zdanie może mieć zgoła odmienne – przemocy i gwałtu również nie brakuje – ale lektura pozwala odkryć fundamenty, na których cały ten makabryczny sztafaż jest podparty – jest nim, jakkolwiek banalnie by to zabrzmiało, wrażliwość na cierpienie. Twórczość Dallasa Mayra – bo tak oficjalnie pisarz się nazywa – choć osoby delikatne łatwo może odrzucić, jest wrażliwością wręcz przepełniona.
Cała brutalność i przykrość w niej zawarte nie służą tylko uciesze fanów krwawej jatki, ale eksponować mają i podkreślać dramaty, które dotykają ludzi często wbrew ich woli. „Królestwo spokoju” pełne jest takich historii. Raz jest to opowieść o mężczyźnie, który musi poradzić sobie z odejściem śmiertelnie chorej żony, innym razem ktoś wpada do knajpy z bronią i postanawia zabawić się kosztem Bogu ducha winnej kelnerki albo znów opisana jest mocno nieprzyjemna historia o dwojgu alkoholików: ojcu i synu. Jest w zbiorze też nieco fantastyki, ale raczej nie ona nadaje rytm całości.
Znakomite jest drugie w zbiorze opowiadanie – „Pudełko”, mocno przywodzące mi na myśl „Październikową krainę” Raya Bradbury’ego czy debiutancki zbiór Joe Hilla. Coś, co najłatwiej byłoby mi określić jako „weird fiction” i jest naprawdę znakomite. Próżno nawet wspominać treść opowiadania – to po prostu trzeba przeczytać. Nawiązań do wspomnianych pisarzy wyczuwam tu zresztą więcej, choć to raczej Hill inspirować mógł się oboma starszymi kolegami. Jeśli kogoś to porównanie zachęca, to naprawdę warto iść tym tropem.
Wiele z zawartych w zbiorze opowiadań nie ma mocnej puenty, czasem koncepty wywierały wrażenie po prostu przeciętnych. Część znów jest po prostu znakomita. Ale niezależnie od tego, jak mocną artylerię pisarz wprowadza, są to historie, które mogę autentycznie czytelnika boleć. Zdumiewają celność w przedstawieniu i dramatyzm zachowań ludzi postawionych w niekomortowych , ekstremalnych sytuacjach i choć wprost płynie się poprzez znakomitą narrację i nieskomplikowany, ale apetyczny styl, to mimo wszystko nie jest “Królestwo spokoju” lekturą ani przyjemną, ani przeznaczoną dla każdego czytelnika. Wielokroć w przypadku choćby już wspominanej “Dziewczyny z sąsiedztwa” czy “Jedynego dziecka” można było spotkać się z opiniami, iż twórczość Ketchuma nie jest z tych, które ze spokojem można polecić znajomym. Zbyt mocno przepełniona jest bólem i przemocą – i mimo iż w krótkich opowiadaniach nie ma miejsca na większe zżycie się z bohaterami, a autor maskuje czasem clou humorem i makabrą, to jednak sedno pozostaje bez zmian.
Większości osób z twórczością Jacka Ketchuma zaznajomionych nie trzeba chyba żadnych rekomendacji. Co prawda, poziom tomu nie jest stale równy, ale też na palcach obu rąk mógłbym policzyć zbiory opowiadań, które są idealne. Ketchum we wstępie pyta “nie wiem, dlaczego wy ze mną wytrzymujecie?”. Mimo wszystko warto – “Królestwo spokoju” to zbiór taki, który fascynuje i o którym szybko się nie zapomina, który chwyta za serce, za żołądek i za głowę. Miałem – podtrzymując tradycję – zbioru nie rekomendować, ale chyba inaczej recenzji tej nie da się odebrać.