Jo Nesbo swoją popularność zawdzięcza przede wszystkim cyklowi, w którym główną rolę odgrywa Harry Hole, cyniczny alkoholik z fascynującą wręcz skłonnością do autodestrukcji. Ostatnia do tej pory część serii, Policja, nie doczekała się kontynuacji, mimo że autor zakończył ją w takim momencie, że co bardziej zagorzali fani nadal nie mogą zasnąć bez zadania sobie pytania: „co będzie dalej”? Norweg jednak nie kwapi się z odpowiedzią i wydaje powieści spoza cyklu. Najpierw był Syn, a niedawno na naszych półkach zagościła Krew na śniegu.
Bohaterem utworu jest Olav – morderca do wynajęcia, który od dłuższego czasu z powodzeniem pracuje dla trzęsącego rynkiem narkotyków mafiosa. Po wykonaniu rutynowego zlecenia otrzymuje nietypowe zadanie – musi zabić żonę swojego chlebodawcy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że zakochał się w swojej niedoszłej ofierze, a w wyniku splotu nieprzychylnych okoliczności naraził się na gniew szefa. Planuje więc pozbyć się swojego eksbossa, zanim ten rozprawi się z nim.
Fani Nesbo bez wątpienia już zdążyli się zorientować, że powyższy opis sugeruje raczej pastiszową historię w stylu Łowców głów, a nie kolejny mroczny thriller. I mają stuprocentową rację – Krew na śniegu jest przepyszną, autoironiczną i pełną zgrywy sensacją, za pomocą której autor nieustannie puszcza nam oczko i daje kuksańca w bok. Wszelkie cięcia fabularne i uproszczenia postaci sprawiają, że pozostaje nam tylko najczystsza esencja powieści akcji, która okraszona jest wyjątkowo czarnym humorem i przewrotnością. Jeśli do tego dodamy niezwykłe wyczucie autora, który od pierwszego do ostatniego zdania świadomie bawi się konwencją, otrzymamy doskonałą symfonię zgranych klisz, czyli pastisz idealny.
Jednym z najmocniejszych punktów jest narrator, który z miejsca budzi sympatię czytelnika mimo swojej – celowo wykreowanej – nierealności. Zimnokrwisty morderca, kochliwy romantyk, oczytany prostaczek, neurotyczny idealista. Wydawać by się mogło, że jest to bezładny miszmasz, jednak w rękach Nesbo nasz bohater nabiera przeszywającej wręcz ostrości. Ponadto walące po mordzie zakończenie sprawia, że Olav i opowiadana przez niego historia ukazują się czytelnikowi w zupełnie innym świetle. I to jest chyba powód, dla którego Krew na śniegu jest wręcz oburzająco krótka – autor zapewne zdawał sobie sprawę, że wiele osób będzie ją czytać dwa razy.
Najnowszy utwór Nesbo jest prawdziwą ucztą nie tylko dla jego fanów, ale też dla wszystkich miłośników świadomej gry z konwencją. Powoli już tracę siły i pomysły, by zachwycać się utworami Norwega w jakiś kreatywny sposób. Odnoszę wrażenie, że każdą kolejną powieścią pisarz się rozwija. I nie są to małe kroczki, ale gigantyczne skoki. Jeśli tak dalej pójdzie, zwieńczenie serii o Harrym Hole będzie tak przerażająco genialne, że aż boję się o nim myśleć. I chyba nawet nie będę czuł się na siłach, by o nim cokolwiek napisać.