Na polskim rynku fantastycznym w ostatnich latach dało się zauważyć wzmożoną aktywność wydawnictw, które zaczęły wypuszczać coraz to nowe antologie. Stało się to już standardem i nic nie zapowiada zaprzestania tej praktyki. Najczęściej wydawcy decydują się na połączenie rutyny z niewielka dawną młodości, tym bardziej zaskakuje to co zrobiła Fabryka Słów w poprzednim roku – wydała bowiem zbiór opowiadań w którym są sami debiutanci.
Fahrenheitowe ZakuŻone Warsztaty to miejsce w sieci gdzie młodzi – ciałem lub duchem – autorzy zdobywają doświadczenie, zbierają opinie od profesjonalnych krytyków i znawców, czasem pochwalne, a czasami wprost przeciwnie. To właśnie z grona uczestników tych warsztatów wybrano trzynastu młodych i zdolnych, a głównym motywem antologii została miłość i jej odcienie.
Antologia składa się z trzynastu tekstów zróżnicowanych pod względem stylu, języka i gatunku. Mamy utwory reprezentujące fantasy, science-fiction, a także opowiadania grozy.
Poziom poszczególnych utworów jest różny. „Serce na dłoni” Pawła Grochowalskiego, czy „Głóg” Daniela Grepsa są bardzo krótkie, ciekawe pomysły, którym nie dano szans na rozwinięcie. Za to „Na końcu świata” Andrzeja Sawickiego wypadło blado na tle innych opowiadań, podobnie rzecz ma się z Detoxem Karola Makawczyka oraz „Wielbłądami za Annę” Krzysztofa Skolima. W tych dobrze zapowiadających się utworach zabrakło tzw. iskry Bożej. Mieszane uczucia pozostawia też „A imię jej Grace” Aleksandry Zielińskiej, czasami odnosi się wrażenie, że gdzieś już taką historię się czytało. Oczywiście jedynie na podstawie inspiracji innym dziełem utworu za zły uznać nie można, jednak ten pomimo skojarzeń nie pozostaje na długo w pamięci.
Jedyną osobą, która ma debiut książkowy za sobą w tym gronie jest Aleksandra Janusz. W przypadku jej utworu mamy do czynienia z umiejętnie wykreowaną postacią impa Harka, który rozbraja czytelnika swoją nieporadnością i niewiedzą na tematy ludzkie. W podobnym, trochę humorystycznym stylu utrzymane jest opowiadanie Konrada Romańczuka „Wielkie, magiczne… hm…”. Przedstawia pomysły dość zwariowane m.in. kopulujące kamienice czy wyciekający z komina budyń. Obydwa utwory są napisane bardzo sprawnie, a czyta się je z wielką przyjemnością. Przyzwoicie prezentuje się także utrzymana w baśniowej stylistyce „Cała prawda o PPM” Martyny Rudachowskiej, które taktuje o mocy prawdziwego pocałunku.
O wiele poważniej jest w opowiadaniu „Tylko mnie kochaj” Wiktorii Semrau. Poruszające, ale mówiące o innej odmianie miłości, tej przyjacielskiej. Autorka nie ukrywa inspiracji Jonathanem Carrollem i wspomina o tym wprost w swoim utworze, ale opowiadanie i pisarka bronią się sami. Kolejnym utworem godny uwagi jest „Fantastyczna miłość” Karoliny Majcher. Opowiada historię bardzo nam wszystkim bliską, brak czasu na prawdziwą miłość, pogoń za karierą oraz potępienie ze strony społeczeństwa doprowadzające ludzi do szukania sztucznego uczucia. Rafał W. Orkan zabiera nas do świata położonego na skraju magii i techniki. W Vakkerby miłość jest rzeczą dość rzadko spotykaną. Autor pokazuje, że każdy ma prawo do tego uczucia i do własnych marzeń, ale też opisuje miłość tragiczną i niespełnioną. Czytelnik aż stawia sobie pytanie: „Czy zawsze za późno orientujemy się że szczęście było tak blisko?”. Bezlitosne, ale piękne i prawdziwe. Równie dobre jak opowiadanie Rafała W. Orkana jest „Dożywocie” Marty Kisiel. Ciekawy pomysł, żywe postaci, zabawne zdarzenia i dynamiczna akcja. To wszystko składa się na świetną zabawę. W dodatku anioł Licho i jego „problemy” zdrowotne dają wiele radości czytelnikowi, a Lichotka, czyli miejsce akcji utworu, pozostaje na długo w pamięci.
„Kochali się, że strach” jest eksperymentem, który był obarczony dużym ryzykiem, ale udał się. Fabryka Słów trafiła z pomysłem i pewnie znalazła paru nowych, rodzimych pisarzy do swojej bogatej oferty. W tej antologii nie ma opowiadań złych, są co najwyżej przeciętne, także należy uznać ją za bardzo udaną. Po analizie całości przychodzi na myśl jeszcze jedno spostrzeżenie. Płeć piękna prezentuje tu pisarstwo na bardzo dobrym poziomie, może się więc zdarzyć, że w przyszłości to właśnie panie będą dominować na polski rynku fantastycznym. Teraz tylko trzeba trzymać kciuki aby te diamenty zostały dobrze oszlifowane i spełniły pokładane w nich nadzieje.