Artur Baniewicz to pisarz niezwykle utalentowany, co potwierdził cyklem fantasy („Smoczy pazur”;„Pogrzeb Czarownicy”; „Gdzie księżniczek brak cnotliwych” i „Brzydsza prawda o wiedźminach”) oraz powieściami sensacyjno-militarnymi („Góra trzech szkieletów”; „Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej”; „Afrykanka”; „Dobry powód, by zabijać”). Jego najnowsza książka „Kisuny” wpisuje się w konwencję political-fiction i udowadnia, że Baniewicz na tym polu w Polsce nie ma sobie równych.
Akcja przenosi nas w niedaleką przyszłość, gdzie dochodzi do odłączenia się Obwodu Kaliningradzkiego od Rosji i tym samym do konfliktu będącego w stanie przerodzić się z lokalnego w dużo poważniejszy. W mazurskiej wsi, w pałacu w Kisunach, ukrywają się kobiety, których wiedza jest bardzo niewygodna nie tylko dla rosyjskich, ale i polskich polityków. We wszystko wmieszany jest zaś były żołnierz, obecnie przemytnik, Janusz Krechowiak, który musi wybrać mniejsze zło by zapobiec wielkiemu konfliktowi.
Baniewicz po raz kolejny pokazuje, że potrafi tworzyć fabuły z ogromnym rozmachem, a kartami jego powieści kroczą postacie niemal z krwi i kości. Typowy dla autora jest także bohater, były żołnierz, poczciwy i uczciwy, zgorzkniały, ale gotów do patetycznych zachowań i poświęceń. Przede wszystkim jednak żywy człowiek, targany emocjami i wątpliwościami nie pozbawiony ułomności i wad. Nie bez powodu, jak w każdym utworze autora, niezbędny jest wątek romantyczny, który podkreśla tylko emocjonalność postaci i dodatkowo znakomicie kontrastuje z polem bitwy i zaciekłą walką.
Trudno bowiem o lepsze opisy niż te, które serwuje nam pisarz. Nie epatuje okrucieństwem, wojnę opisuje w żołnierskich słowach, jednocześnie prezentując znakomitą wiedzę o militariach. Nie brak tu gwałtownych zwrotów akcji, czy często znakomitych dialogów, skrzących się od inteligentnych uwag i spostrzeżeń również na temat otaczającej nas rzeczywistości. Trudno oczekiwać intertekstualności po tego typu lekturze, niemniej Baniewiczowi udaje się przekonać mnie, że „Kisuny” to powieść na poziomie Clancy’ego i Ludluma, a nawet lepsza. Prezentuje bowiem rozmach i pomysłowość, której wspomnianym autorom już od paru lat zaczęło brakować. Nie pozostaje mi nic innego jak jedynie zachęcić do lektury.