Urodzony w 1965 roku Brytyjczyk Michael Marshall, a właściwie Michael Marshall Smith, to jeden z liczących się obecnie autorów fantastyki i grozy. Dotychczas opublikował dziesięć powieści oraz kilkadziesiąt opowiadań i mikro-powieści z pogranicza tych gatunków. Jego „short stories” znalazły miejsce w wielu antologiach, m.in. w kolejnych edycjach „Best New Horror”. Polscy czytelnicy mieli okazję zapoznać się z twórczością tego pisarza w książkach „Zmieniaki” oraz „Jeden z nas”, które przed laty wydał „Rebis”. Z kolei od wiosny 2004 roku, Marshalla w naszym kraju promuje wydawnictwo „Albatros”.
Pisarz na dobrą sprawę zasłynął trylogią „Niewidzialni”, która została zapoczątkowana powieścią pod takim samym tytułem. W całym cyklu daje się wyczuć wyraźne odejście od konwencji science-fiction, ku mrocznej sensacji. W tym tonie utrzymana jest również najnowsza powieść Marshalla, „Intruzi”. Ów utwór ma wymowę thrillera spiskowego, gdzie tajemnica, groza i niepewność nadchodzących chwil to już swoisty znak rozpoznawczy dla prozy tego autora. Enigmatyczny wydźwięk „Intruzów” niesie się niczym całun mgły poprzez kolejne strony, tym samym dostarczając czytającemu niemałą porcję wrażeń.
Choć Marshall to nie Hitchcock, powieść rozpoczyna się od mocnego uderzenia. Oto niczego nie spodziewający się dwoje ludzi, Gina Anderson i jej nastoletni syn zostają brutalnie zamordowani we własnym domu przez tajemniczego napastnika. Najbliższy krewny ofiar, naukowiec Bill Anderson, poszukiwany przez policję, znika bez śladu. Równolegle do tych wydarzeń pojawia się narrator i główny bohater całej historii, Jack Whalen, ex-detektyw policji Los Angeles, który z dala od zgiełku wielkiej aglomeracji próbuje wraz z żoną ułożyć sobie nowe życie gdzieś na dalekiej północy USA. Tymczasem jego ukochana Amy znika podczas podróży służbowej do Seattle, po czym wraca do domu w równie niejasnych okolicznościach, a w jej zachowanie wkrada się wyczuwalna, niepokojąca zmiana. Wspomagany przez Gary’ego Fishera, kolegę z dawnych lat, Whalen odkrywa dziwne powiązania swojej żony z tajemniczą organizacją, a trop ten doprowadzi obu mężczyzn także do spotkania ze zrozpaczonym po utracie rodziny Billem Andersonem. Te zagadkowe wydarzenia to rzecz jasna nie wszystko, co serwuje czytelnikom Michael Marshall. Autor wprowadza nas w świat dziewięcioletniej Madison, która po spotkaniu na plaży z nieznajomym mężczyzną, ucieka spod opieki rodziców i wyrusza w samotną podróż do Seattle. Ponadto od tego momentu dziewczynka zaczyna cierpieć na zaniki pamięci i objawiać nerwowe zachowania wobec napotkanych na swej drodze dorosłych.
Wszystkie te wątki wydają się nie mieć ze sobą żadnego związku poza tajemniczą wymową, a jednak towarzysząc Whalenowi i Fisherowi w ich prywatnym śledztwie stopniowo zaczynamy odkrywać niepokojącą prawdę, która połączy ze sobą w spójną całość pozornie rozbieżne motywy powieści. Zanim to jednak nastąpi, obaj bohaterowie będą musieli przeniknąć coraz głębiej w niedającą spokoju sprawę Amy Whalen, która odsłoni przed nimi więcej zawiłości niż początkowo mogli przypuszczać. Ta współpraca dawnych kolegów też nie będzie usłana różami, jednak początkowy chłód i brak chęci współpracy ze strony Jacka, w toku wspólnych odkryć zmusi go do pojednania sił z Gary’m i współdziałania w rozwikłaniu mrocznej zagadki.
Należy w tym miejscu zaznaczyć, że autor bardzo ciekawie zaprezentował te dwie postaci. W powieściach sensacyjnych takie detektywistyczne duety najczęściej skupiają się na prowadzonym śledztwie, z rzadka ukazując swoje naturalne zachowania powodowane stresem i niezrozumiałą dlań atmosferą rozgrywanych wokół zdarzeń. Marshall zaś nadaje swoim bohaterom znamiona większego realizmu, pozwalając im odreagować i zatracić się chociażby w pijaństwie oraz szeregu sprzeczek pomiędzy sobą.
Ponadto przed Jackiem Whalenem postawionych zostanie kilka istotnych pytań, z których najważniejsze dlań będą brzmieć: co ukrywa przed nim żona i dlaczego tak bardzo się zmieniła, oraz dlaczego Gary’emu Fisherowi tak bardzo zależy na tej sprawie??
Whalen to bohater wrzucony w swój własny prywatny dramat, postać zarówno twarda charakterem i nieustępliwa, a jednocześnie zagubiona i błądząca po omacku w obliczu nagłej, niezrozumiałej przemiany ukochanej żony w zupełnie obcą mu osobę. To wycofanie się Amy z ich bezpiecznego, małżeńskiego świata, czytelnik tak jak i sam Jack, obserwuje z niedowierzaniem i uczuciem smutku, świadom, że coś pęka w więzi tych dwojga i niesie za sobą nieodwracalne zmiany.
„Intruzi” Michaela Marshalla choć pozbawieni spektakularnych zwrotów akcji, są powieścią bardzo zagadkową, w której twardy, szorstki realizm ociera się o element fantastyczny. Książce tej nie brak również aury grozy typowej dla mrocznych kryminałów; przesycona jest poczuciem pustki, smutku, a nade wszystko lękiem przed nieznanym, jakie zawisło nad bohaterami, próbującymi zrozumieć to, co tak diametralnie odmieniło ich najbliższych. Co ciekawe, autor nie wyjaśnia wprost krzyżujących się ze sobą w finale wątków, pozostawiając przed czytelnikiem wiele niedopowiedzeń i niedokończonych motywów. Uważam przy tym, iż jest to celowy zabieg twórcy „Intruzów”, tak ażeby wzmóc w nas to wszechogarniające uczucie niepokoju i aby ten stan, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje, trwał w nas nawet po przeczytaniu ostatniego akapitu tego utworu. „Intruzów” charakteryzuje więc ciekawie skonstruowana fabuła i pomysł na wprowadzenie czytelnika w stan głębokiej zadumy nad tym, jakie tajemnice drzemią w nas ludziach. Taka konwencja jest bardzo istotna, wszak sprawia, że przeczytana powieść wyróżnia się na tle innych tym, że szybko się jej nie zapomina. I dodam jeszcze, że książka ta, choć nie ustrzegła się momentów przegadanych i kilku dłużyzn, spodobała mi się również dzięki osobliwej atmosferze z pogranicza rzeczywistości, kojarzącej się ze znaną telewizyjną serią „Z archiwum X”.