Grigirij Czchartiszwili, bardziej znany pod swym literackim pseudonimem Borys Akunin (w Polsce ma dwóch wydawców, z których jeden prezentuje go jako Borysa, drugi zaś Borisa – chodzi wszak o tego samego pisarza), uraczył nas książką mądrą, ciekawą i bardzo dobrze przemyślaną. Oto bowiem zbiór opowiadań, których akcja ma związek z najciekawszymi, zdaniem autora, nekropoliami świata. Pod swoim własnym nazwiskiem Czchartiszwili napisał do każdego z tych opowiadań obszerny wstęp, będący jednocześnie esejem prezentującym dzieje cmentarza, z którym związana jest akcja.
Same eseje, to doskonała praca zarówno pod kątem historycznym, literackim, jak i po prostu gawędziarskim. Czchartiszwili jawi się w nich niczym rosyjskie wcielenie Umberto Eco, z jego skrzącymi się humorem „Zapiskami na pudełkach od zapałek”. Za każdym razem poznajemy odrobinę detali dotyczących losów nie tylko samego miejsca, ale i kilku ważnych postaci, które spoczywają (lub nie spoczywają, jak ma to miejsce w przypadku cmentarza Highgate i grobowca Dickensa) w ich granicach.
Cała opowieść zaczyna się oczywiście w Rosji, od Starego Dońskiego cmentarza, z którym wiąże się opowiadanie o milicjancie szukającym skarbów. Wykorzystuje do tego nawet niespokojną duszę, która niczym strzyga błąka się po starej krypcie.
Wampiryczna historia z angielskiego Highgate łączy się na swój sposób z osobą Karola Marksa, który spoczywa tam wśród mieszczan i wysoko urodzonych. Piękny opis Père-Lachaise, gdzie znajdziemy groby Oscara Wilde’a, Isadory Duncan, Edit Piaf i Jima Morrissona, kontrastuje z filozofującą nieco historią o cmentarnych hienach. Z kolei opis Cmentarza Cudzoziemskiego w Jokohamie powiązany jest z opowiadaniem w którym pojawia się Fandorin, jeden z najbardziej znanych bohaterów powieści Akunina.
Przy nowojorskim Greenwood zostały przywołane również wycinki z gazet, prezentujące jedne z najdziwniejszych śmierci, jakie spotkały leżących tam zmarłych. Myślę, że Jim Creighton, amerykański baseballista, który podczas podkręcania piłki rozerwał sobie pęcherz moczowy (po czym przebiegł pełne okrążenie i padł martwy), zasłużyłby dziś na Nagrodę Darwina. W powiązanej z cmentarzem Greenwood historii po raz kolejny mamy rosyjskiego emigranta, tym razem mającego problemy z poznaną na tej nekropolii femme fatale. Ostatnia opowieść dotyczy starego cmentarza żydowskiego w Jerozolimie, jest smutna i nostalgiczna.
Dokładne opisy i zamieszczone przez Czchartiszwiliego zdjęcia dowodzą, że wszystkie te nekropolie zostały przez autora odwiedzone i zbadane. Nic więc dziwnego, że z takim pietyzmem oddano urodę tych miejsc.
Książka ukazała się w Polsce niedługo przez dniem Wszystkich Świętych. Nie wiem czy był to świadomy zamysł wydawcy, jednak uważam, że to strzał w dziesiątkę, Sam zacząłem ją w tym czasie czytać i w powiązaniu z klimatem panującym w pierwszych dniach listopada, lektura „Historii cmentarnych” okazała się doskonałym uzupełnieniem tego czasu. Myślę jednak, że to świetna książka nawet na zwyczajne, dni, pod warunkiem, że z czytaniem zaczekacie do wieczora. Takie mroczne opowieści nie lubią słonecznych dni.