Do Clive’a Barkera mam naprawdę dużo cierpliwości. Przeczytałam kilka jego książek i tylko pierwsza w nich – „Potępieńcza gra’ – spełniła moje oczekiwania i zaciekawiła. Reszta jest naznaczona mało klarownymi, pompatycznymi i zwyczajnie nudnymi wizjami („Cabal”), napisana w męczącym stylu („Kobierzec”) albo zrujnowana przez wtrącenie nużącej i bezsensownej historii („Sakrament”). Wciąż mam nadzieję, że Barker napisze naprawdę dobrą książkę. Między innymi dlatego, po tym, jak genialna gra „Undying” uratowała moje zdrowie psychiczne w czasie ostatniej sesji, sięgnęłam po „Historię pana B.”
Jest to historia życia pana B. – demona urodzonego w Demonacji. Jego prawdziwe imię i nazwisko to Jakabok Botch. Dzieciństwo Jakaboka było pasmem udręk, których głównym sprawcą był jego ojciec, Papa G. Książka wyjaśnia jak Jakabok trafił do naszego świata i czemu jest uwięziony. Clive Barker w swojej powieści pokazał świat, w którym demony nigdy nie są ludzkie, natomiast ludzie często są równie okrutni, co istoty ze Świata na Dole.
Powieść zaczyna się od słów „Spal tę książkę”. Zapewne wielu klientów księgarń dało się nabrać na ten złowieszczy początek i niezwykłe wydanie, co być może uratuje wydawnictwo przed stratami. Przyznaję, że mnie też przyciągnęło wydanie książki – pożółkłe i poplamione strony, klimatyczna obwoluta i czcionka – to wszystko naprawdę pięknie wygląda. Na półce.
Niestety błagania Jakaboka szybko stają się nużącymi przerwami w opowieści, a jego narracja jest nie tylko pompatyczna i męcząca, ale też i monotematyczna. Sama historia również do wyjątkowo strasznych nie należy. Po raz kolejny Barker zachłysnął się swoim „wyszukanym” stylem i zrujnował opowieść, która nie przeraża, nie porusza, a nawet nie obrzydza, choć taki był najwyraźniej jeden z zamiarów autora, o czym świadczą chociażby opisy wyglądu Jakaboka i kaźni jego Pierwszej Miłości.
„Historia pana B.” to zwyczajny przerost formy nad treścią. Nie warto kupować tej powieści nawet dla naprawdę dobrze prezentującego się na półce wydania. Po raz kolejny Barker udowadnia, że jako pisarz nie ma już nic do powiedzenia. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby całą swoją energię poświęcił tworzeniu gier komputerowych – to wychodzi mu zdecydowanie lepiej.