Hell-P

Sensacyjna fantastka spod znaku Eugeniusza Dębskiego to zawsze gwarancja kilku godzin dobrej rozrywki. Bez względu na to czy chodzi o przygody Owena Yeatsa, czy o doskonały fantastyczno-polityczny „Aksamitny anschluss”, nie zdarzyło mi się nudzić przy jego powieściach. Znacznie gorzej szło mu z fantasy, powieść „Śmierć magów z Yara”, czy parodiujący Wiedźmina cykl o xameleonie Hondelryku, to przykład prozy, bez której polska fantastyka mogłaby się spokojnie obyć.

„Hell-P” to powieść w nowym dla Debskiego stylu. Niby jest tu cały szafarz charakterystyczny dla literatury sensacyjno-kryminalnej: policjanci, bandyci, pościgi, nowoczesna broń, strzelaniny i typowy dla takiego pisarstwa humor. Jednak samo tło jest jak najbardziej fantastyczne. Dębski sięgnął po mitologię wykreowaną przez H.P. Lovecrafta i przysłał do Polski likwidatora, agenta ze Stanów Zjednoczonych, który miał za zadanie zneutralizować działanie powstającego w naszym kraju kultu Cthulhu. Tak w skrócie można zakreślić problematykę utworu.

Z Amerykaninem współpracuje Kamil Stochard, młody pracownik ABW, inteligentny, ale leniwy. To on jest głównym bohaterem powieści, który u boku swojego kolegi z Zachodu poznaje stopniowo świat, który dotąd znał tylko z powieści Lovecrafta. Dębski niejednokrotnie puszcza oko do czytelników znających twórczość Samotnika z Providence. Sugeruje m.in., że amerykański pisarz na szczęście mylił się w niektórych sprawach, lub przynajmniej świadomie zmienił kilka detali. Doskonałym przykładem może tu być położenie mitycznego R’lyeh, które wcale nie leży na środku oceanu, a u wybrzeży Stanów, w okolicach Nowego Orleanu. Ostatnie wstrząsy tektoniczne w tym rejonie sprawiły, że pomioty Cthulhu na świecie stały się dziwnie ożywione…

Amerykański likwidator i jego polski pomocnik muszą się zmierzyć z istotami, jakich nie chcielibyśmy spotkać na swojej drodze. Trudne do zabicia gumiony i tajemniczy Fn’thal to przeciwnicy, z którymi nie da się walczyć za pomocą konwencjonalnego sprzętu. Dlatego też czytelnicy są świadkami widowiskowych walk z użyciem białej broni i specjalnej amunicji, która działa na pomiot Cthulhu.

W swoim upodobaniu do gadżetów Dębski przybliżył świat swojej powieści do znanego z gier RPG setu „Delta Green”, rozszerzającego grę fabularną „Zew Cthulhu” o współcześniejsze wydarzenia, wsparte o spiskowe teorie dziejów. Podejrzewam, że gdyby recenzowana tu powieść ukazała się w Stanach, uznano by ją za twórcze rozszerzenie znanej z gry wizji świata.

Kamil Stochard to ciekawy bohater. Z jednej strony wydaje się sympatyczny, z drugiej ma wyjątkowo paskudny charakter, który objawia się kiedy ktoś nadepnie mu na odcisk. Ma jednak pewną jeszcze bardziej irytującą cechę, która – przynajmniej w moim odczuciu – dyskwalifikuje go jako postać, którą można polubić. Ale odkrycie tej tajemnicy agenta ABW pozostawiam już w gestii czytelników, bowiem bez względu na wady głównego bohatera warto tą powieść polecić.

„Hell-P” kończy się w sposób otwarty, pozwalający autorowi na dopisanie kolejnego tomu. W gruncie rzeczy bardzo bym się zdziwił, gdyby Dębski tego nie zrobił. Z kim przyjdzie walczyć bohaterskiemu agentowi ABW tym razem? Pewnie niedługo się przekonamy.

Hell-P

Tytuł: Hell-P

Autor: Eugeniusz Dębski

Wydawca: RUNA

Data wydania: 4 kwietnia 2008

Format: 336 s.

Cena okładkowa: 28,50 zł

Opis z okładki:

Miejsca kultu w Polsce niekoniecznie muszą służyć temu, do czego je powołano. Tam, gdzie rodzą się najsilniejsze emocje, mogą również grasować obrzydliwe, zamaskowane i udające zwykłych ludzi odpryski potwornego Cthulhu – guimony.
Kamil Stochard z ABW, z zamiłowania kontestator, przy tym uwikłany mocno w dość nieszablonowe związki miłosne, zostaje oddelegowany do pomocy amerykańskiemu koledze i wkrótce z osłupieniem i ekstremalnym niedowierzaniem wysłuchuje opowieści fachowca od guimonów i ich likwidacji. Godzi się jednak na współpracę – raz, bo w pracy i tak trzeba coś robić, dwa – bo przekonują go przywiezione przez urodzonego w PRL-u agenta zabawki, dokładniej mówiąc – Desert Eagle do prywatnego użytku.
Amerykański agent, jeden z kilku mistrzów eksterminacji guimonów, wprowadza Kamila w tajniki walki z nieludzkimi przeciwnikami. Największym problemem jest wygląd guimonów. Maskują się, zwykle przybierając postać osób wiekowych i niedołężnych. Do staruszków wszak trudno strzelać, a jeszcze trudniej chlastać ich białą bronią. Niestety, nie ma innej drogi jak zniszczenie pociotków straszliwego Cthulhu, który ciągle żyje na dnie Pacyfiku w mieście cyklopów R’lyeh, czekając tylko na okazję, żeby się uwolnić.
Para coraz bardziej zaprzyjaźnionych likwidatorów przemierza więc współczesną Polskę, szukając miejsc, gdzie guimonom najłatwiej sycić się emocjami. Odwiedzają Toruń, Wadowice, wszędzie tropiąc Fn’thala, istotę groźniejszą od guimona, bliższą Cthulhu, swoistego kardynała przerażającego bóstwa. Niebawem jednak ich problemem staną się również zwyczajne polskie bandziory, szukające na Stochardzie zemsty za minione krzywdy.

Przewiń na górę