Debiutancka powieść kryminalna rodzimego pisarza, osadzona w polskich realiach, nie jest już na szczęście rzadkością na naszym rynku. Pojawiają się jednak tytuły, gdzie nie intryga, a właśnie umiejscowienie fabuły w konkretnym czasie czy miejscu jest największym atutem danego utworu. Na szczęście, w przypadku „Granatowej krwi” Wiktora Hagena swojskość idzie w parze z dobrą zagadką kryminalną.
Robert Nemhauser to kochający mąż i ojciec, miłośnik starych citroenów, a także zdolny kucharz i przede wszystkim myślący poza schematami policjant – wrażliwiec. Mimo swojego łagodnego usposobienia komisarz całkiem nieźle radzi sobie w wydziale kryminalnym. Powoli zaczyna jednak tracić nadzieję, że trafi mu się duża sprawa, która nada rozpędu jego karierze. Zadanie przydzielone mu przez komendanta wydaje się być kolejnym ślepym zaułkiem. Zobowiązany do ponownego otwarcia śledztwa, trafia na interesujący trop. Gdy odkrywa, że śmierć żony peerelowskiego celebryty nie nastąpiła z przyczyn naturalnych, następują kolejne tajemnicze zgony. Ginie syn popularnego dziennikarza radiowego, popełnia samobójstwo znany pisarz literatury młodzieżowej, ktoś grozi prawicowemu politykowi, a Nemhauser czuje, że sprawy muszą być ze sobą powiązane.
Hagen zgrabnie prowadzi wątek policyjnego śledztwa. Intryga jest rozbudowana, potrafi czytelnika zaskoczyć, ale i zmusić do główkowania. I chociaż nie jest idealnie – w pewnym momencie robi się mały chaos fabularny, to jednak satysfakcjonujący finał jest dopięty na ostatni guzik. Mnogość ciekawych postaci i ilość poddawanych tropów powoduje, że nawet wyrobionemu czytelnikowi nie będzie łatwo odkryć tożsamość mordercy. Oczywiście, można się przyczepić do zbiegów okoliczności, które przytrafiają się Nemhauserowi, ale ich ilość oscyluje się w akceptowalnych granicach.
Jak wspomniałem na początku, obok wątku kryminalnego, równie ważnymi elementami „Granatowiej krwi” jest tło dla przedstawionych wydarzeń – pełna smaczków i realistycznie oddana współczesna Warszawa. Hagen maluje ponure, ale doskonale znane oblicze stolicy. Miasto jest szare, smutne, wiecznie zakorkowane, pełne zaniedbanych kamienic. W tym wszystkim Nemhauser ze swoją rodziną, problemami dnia codziennego i bardzo ludzkimi przemyśleniami. Czuć w „Granatowej krwi” też pasję autora. Hagen – sam miłośnik gotowania – niejeden raz wysyła bohatera do kawiarni lub stawia przy garach – opisy gotowania, smakowania dobrej kawy czy wybór produktów na kolację nie są może tak częste jak w kryminałach południowoeuropejskich, ale trudno ich nie zauważyć. Postaci napotykają doskonale nam znane kłopoty i nieprzyjemności – wścibscy sąsiedzi, niemiłe przedszkolanki i upierdliwi strażnicy miejscy. Może i niektórym wydać się, że Hagen momentami popada w banał opisując po raz dziesiąty sytuację, kiedy komisarze nie mogą znaleźć miejsca do zaparkowania, ale jego spostrzeżenia są niezwykle trafne.
Co się jednak rzuca w oczy, to fakt, że autor praktycznie pozbawił swojego bohatera wad. Nemhauser to wzorowa głowa rodziny: pracuje na dwa etaty, odwozi dzieci do przedszkola, załatwia im kostiumy na przedstawienie, robi zakupy, gotuje kolacje, chodzi z żoną do kina, pamięta o prezencie dla ojca i jest miły dla wszystkich, których spotyka na swojej drodze. Wydaje się, że jedynym jego grzechem jest miłość do psujących się samochodów. Może tacy ludzie istnieją, ale dla mnie ten literacki bohater, chociaż intrygujący i sympatyczny, jest jednowymiarowy. Druga sprawa, to bardzo tendencyjne przedstawienie policji. Mario, partner Roberta to typowy mięśniak, który najchętniej wszystkie problemy rozwiązałby krzykiem i pięściami. Reszta kolegów z komisariatu albo nie umie obsługiwać komputera, albo odstrasza wszystkich swoim wyglądem kibola, a szef to facet górujący nad wszystkim i mający haki na wszystkich.
„Granatowa krew” to debiut z pewnością udany. Interesująca zagadka, ciekawie poprowadzone wątki i doskonale wszystkim znane, polskie realia to największe atuty tego kryminału. Mam nadzieję, że wraz z następną książką autor zaserwuje intrygę na równie dobrym poziomie, a wydawca wyda ją równie ładnie jak teraz.