„Grajek” to pierwszy horror brytyjskiej pisarki Helen McCabe, dotychczas znanej ze współczesnych i historycznych romansów. I chociaż pisarka nie miała wcześniej do czynienia z poetyką grozy, można uznać, że udźwignęła tę konwencję. Jej powieść nie zawojuje list horrorowych przebojów, ale pewnie zbierze całkiem sporą grupkę zadowolonych czytelników.
Głównym bohaterem swoistego wstępu do powieści jest rumuński psychiatra Marcu, który bada podejrzanie wysoką zachorowalność na schizofrenię wśród kobiet zamieszkujących Arvę. Ta mała górska wioska skrywa ponury sekret, wiążący się z legendą o Praprzodku. Co rok szesnastoletnie dziewczynki idą na jego grób, by w ramach starego rytuału zaśpiewać tam piosenkę i zakopać lalkę. Tylko zamężne kobiety wiedzą, co tak naprawdę oznacza wizyta na górze Praprzodka i na jakie niebezpieczeństwo są narażane ich córki.
McCabe postanowiła oprzeć fabułę „Grajka” na legendzie o Fleciście z Himmelin, czym nawiązuje do swojego dotychczasowego zainteresowania historią. Pomysł o tyle trafny, że wzbogaciła go o szereg elementów, które powinny przemówić do wyobraźni wielbicielom grozy spod znaku krwawych rytuałów i zamkniętych społeczności z mroczną przeszłością. Powieść rozpoczyna się bardzo obiecująco i trochę szkoda, że akcja przenosi się do współczesnych Stanów Zjednoczonych, gdzie mamy do czynienia ze zwyczajną amerykańską rodziną na przedmieściach, a nie mieszkańcami rumuńskiej wioski w górach. Chociaż, trzeba przyznać, że środek powieści ustępuje początkowi wyłącznie ze względu na klimat, bo fabularnie jest znacznie bardziej spójny. W przypadku prologu i pierwszej księgi zbyt długie zastanawianie się nad szczegółami może doprowadzić może nie do reklamowanego przez wydawcę obłędu, ale do zwątpienia, bowiem zdecydowanie w kilku miejscach ramy fabularne ostro się autorce rozjeżdżają.
Niestety, pod względem stylistycznym „Grajek” jest powieścią bardzo nierówną i chyba zabrakło gdzieś w procesie wydawniczym porządnej redakcji. Helen McCabe nie ma zupełnie drygu do dialogów – bohaterowie nie brzmią przekonująco, ich kwestie są często drewniane, a całe zapisy rozmów wydają się sztuczne. Za to od czasu do czasu trafia się pisarce kawałek świetnej narracji, zwłaszcza, gdy opisuje niezwykły wpływ, jaki wywiera na słuchaczach melodia wygrywana przez Diepa, tytułowego grajka.
Chociaż wydawca w materiałach promocyjnych używa określenia „mroczny thriller”, „Grajek” Helen McCabe jest staromodnym horrorem, który swoją prostą budową i z racji użytych w nim rekwizytów bardzo przypomina pisarstwo chociażby Grahama Mastertona, który w Polsce cieszy się wciąż sporą popularnością. Autorka co prawda do mistrzyń pióra nie należy, ale bez wyrzutów sumienia jej powieść mogę polecić tym, którzy lubią od czasu do czasu postraszyć się czymś prostym i niewymagającym.