Bohaterami powieści są do bólu współcześni nastolatkowie, którzy swój wolny czas poświęcają głównie grom komputerowym, oraz ich zagubieni rodzice, bezradnie walczący o uwagę dzieci. Michała i Cezarego łączy miłość do wirtualnego świata, ale dzieli niemal wszystko inne. Pierwszego wychowuje samotna matka, dorabiająca do niskiej pensji prostytucją. Drugi ma normalny dom i kochającą rodzinę, której niczego nie brakuje. Mimo tych różnic chłopcy postanawiają odegrać jedną ze swoich gier w świecie rzeczywistym, skutkiem czego popełniają brutalne zabójstwo. Dziennikarka Sabina, sama uzależniona od internetowych czatów, postanawia odkryć, co sprawiło, że z przeciętnych nastolatków Cezary i Michał nagle stali się mordercami.
Punkt kulminacyjny powieści zawiedzie wielbicieli „mrocznej serii” W.A.B.-u, bowiem zdecydowanie nie wpasowuje się w typowe rozwiązania znane z thrillerów. Doskonale budowane napięcie w pierwszej części zapowiadało coś znacznie bardziej, jakby to ująć, widowiskowego. Tymczasem Obara skupia się na ukazaniu, jak w świecie wirtualnej rzeczywistości i nieustannej symulacji pozwalamy naszym wyobrażeniom o świecie przejąć ster. Cezary i Michał w najważniejszym momencie boleśnie przekonują się, że życia nie da się wygrać, bo pisze własne scenariusze i w niczym nie przypomina gry komputerowej. I, co więcej, nie da się jej zapisać w dowolnym momencie, by potem wrócić do poprzedniego stanu rzeczy.
Siłą powieści jest właśnie uzmysłowienie czytelnikowi, jak niebezpiecznie jest myślenie skryptami, które znamy z całej popkultury, nie tylko gier komputerowych. Obara przeciwstawia się obiegowej opinii i pokazuje, że zagrożenie tworzy nie ociekająca krwią brutalność, ale atrakcyjna bajka, która ma zbyt duży wpływ na nasze oczekiwania wobec rzeczywistości. „Gracze” opisują nowe źródło lęku: kuszącą alternatywną rzeczywistość, w której Cezarowi i Michałowi udaje się wygrać grę o życie. I wreszcie na koniec Obara zostawia nas z baudrillardowskim pytaniem o istotę symulacji: czy to zbrodniarz jest prawdą, z której czerpie popkultura, czy to popkultura stworzyła zbrodniarza, który niczym rodem z filmowych thrillerów zakopuje swoją teściową na oczach własnej żony, po uprzednim zawinięciu jej w dywan?
Karina Obara, autorka „Graczy”, w wywiadzie dla Onet.pl mówi, że książka „powstała z lęku i z wściekłości”, ale niestety trudno odczuć to w trakcie lektury. Chociaż na początku eksperymenty z językiem kreują odpowiedni klimat, to z czasem tracą na wyrazie. Gdy czytelnik przyzwyczai się już do zaburzonej składni i przypominającej strumień świadomości narracji, szybko okazuje się, że pod tym płaszczykiem nie ma zbyt wiele emocji. Ostatecznie ulatniają się one gdzieś w połowie powieści, by na krótko powrócić na koniec. Mimo to odmienność stylu „Graczy” jest tak odświeżająca dla tego typu literatury, że nie sposób przejść koło książki Obary obojętnie.
Od pewnego momentu da się odczuć, że autorka mogła iść o krok dalej, ale ostatecznie zabrakło jej odwagi i lektura pozostawia pewien niedosyt. Świetny początek i doskonałe stopniowanie napięcia tylko rozbudza apetyt czytelnika i choć wraca na chwilę w czasie rozmów prowadzonych przez Sabinę gdzieś pod koniec powieści, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że „Gracze” szybko tracą impet. Niemniej jednak, choć książka nie jest do końca udanym eksperymentem, na pewno stanowi interesującą odskocznię od konwencjonalnych kryminałów, nie tylko dzięki skradzionemu modernistom językowi, ale także obserwacjom autorki, która stawia kilka niepokojących pytań.