Jakub Ćwiek szturmem zdobył księgarskie półki i już dzięki swojej pierwszej książce – „Kłamcy” – odniósł niebywały sukces. Stworzona na potrzeby rozpoczętego w ten sposób cyklu postać nordyckiego boga pracującego dla aniołów, na stałe wpisała się w zbiorową świadomość polskich miłośników fantastyki. Niestety Kuba strzelił sobie w ten sposób samobója – czegokolwiek nie napisze, zawsze jego twórczość będzie porównywana do „Kłamcy”, czego autor prywatnie zapewne ma już zupełnie dosyć. Zbiór opowiadań „Gotuj z papieżem” to mój pierwszy Ćwiek bez Lokiego. Żaden z przedstawionych tekstów nie przebił ani nawet nie dorównał opowieściom o Kłamcy (przynajmniej dwóch pierwszych tomów, po trzeci jeszcze nie sięgnęłam). A teraz, skoro już dokonałam tego obowiązkowego porównania, skupmy się na zbiorze.
W zasadzie zbiory opowiadań mają z góry przechlapane. Poza kilkoma chlubnymi wyjątkami (np. „Wypychaczem zwierząt” Jarosława Grzędowicza) naprawdę ciężko znaleźć taki, w którym czytelnik potrafi zapamiętać treść i bohaterów poszczególnych tekstów, a po lekturze powiedzieć o całości więcej niż kilka słów ogólnikowej oceny. Taką książkę bardzo trudno zrecenzować, zwłaszcza gdy chce się uniknąć kilkunastu akapitów po trzy zdania każdy. Trudno znaleźć sposób na podsumowanie całości, opowiadania z początku książki zazwyczaj szybko wyparowują z pamięci, a poszczególne wątki i postaci mają brzydką tendencję do mieszania się.
W „Gotuj z papieżem” jest 10 opowiadań, z czego każdy jest opatrzony komentarzem – niczym u Neila Gaimana – na temat tego, jak i kiedy powstał, z czego wziął się pomysł etc. Mi takie wprowadzenie bardzo odpowiada, pomaga też zinterpretować i w jakiś sposób zapamiętać poszczególne utwory. Pierwszy, tytułowy, tekst zdążył już trochę namieszać w Internecie. Zdenerwował gorliwych Katolików i ucieszył równie zagorzałych Antyklerykałów, choć obie grupy, jak pisze sam Kuba, chyba niezbyt uważnie przeczytały opowiadanie, o ile w ogóle. Tytuł to oczywiście doskonały chwyt marketingowy i przyznaję, że mnie również zaintrygował – zwłaszcza, gdy widniał bez słowa komentarza w dziale zapowiedzi na stronie Fabryki Słów. Niestety po takim wstępie tekst rozczarowuje. Jest trochę zabawny, trochę straszny, ale w niczym nie jest naprawdę dobry – zupełnie nie odpowiadała mi narracja, a rozwinięcie całego konceptu też nieszczególnie porwało. Po nim następuje bardzo urokliwy „Pokój pełen cienia”, który jest moim ulubionym opowiadaniem ze zbioru. Ciepła, spokojna i odrobinę smutna opowieść o Kapitanie Haku, w której Kuba udowadnia, że potrafi w dość krótkiej formie zawrzeć wiele emocji i umiejętnie uderzyć w czułą nutę. Następne w kolejce stoi „Miejsce, które jest” – jak na ironię, najgorszy tekst w zbiorze. Zdecydowanie lepiej brzmiał w komentarzu – Harry Houdini i wędrowanie między światami brzmi świetnie, prawda? Niestety całość sprowadza się do nudnawego przedstawienia życia magika i mocno okrojonego, w ogóle nie wciągającego wątku nadprzyrodzonego.
Skoro pokrótce opisałam najbardziej znany, a potem moim zdaniem najlepszy i najgorszy tekst, resztę krótko podsumuję – większość z nich rewelacyjnie brzmi, gdy się o nich czyta, bo w zasadzie każde ma bardzo dobry koncept, który potem – poza całkiem niezłym „Domem na Wzgórzu” – jest kiepsko zrealizowany. Kuba nie tworzy w nich ciekawych postaci, nie dba o to, by dialogi były żywe, a tło interesująco opisane. Często rozwleka wprowadzenie do danej opowieści, nie przejmując się zupełnie tym, by umiejętnie budować napięcie. Przez co zbyt często nudziłam się w czasie lektury.
„Gotuj z papieżem” to nie pierwszy zbiór opowiadań Fabryki Słów, w którym znajdujemy teksty jednego pisarza, wcześniej publikowane w antologiach lub czasopismach. Wydawane są z myślą o fanach tego autora, którzy mogą w ten sposób mieć wszystkie teksty w jednym miejscu, bez konieczności zbierania nieinteresujących ich pozycji. Różnica, poza premierowym „Gotuj z papieżem”, polega na tym, że o ile wspomniany już „Wypychacz zwierząt” może również z powodzeniem posłużyć jako zachęta dla kogoś, kto do tej pory nie czytał Grzędowicza, o tyle zbiór Ćwieka docenią tylko jego dotychczasowi fani. Nie polecam rozpoczynania lektury twórczości Kuby od „Gotuj z papieżem”, bo możecie nie dotrwać do „Kłamcy” i potem tego żałować.