Znany niemal wyłącznie z Draculi Bram Stoker popełnił wiele innych dzieł, w tym kilkanaście powieści, prozę biograficzną, reportażową, krytyczną i wreszcie kilka opowiadań. Te ostatnie publikował w angielskiej oraz amerykańskiej prasie i dopiero w dwa lata po jego śmieci zebrano je formę książkową. Opatrzony lakonicznym wstępem pani Stoker tomik wydano oryginalnie w 1914 roku. W Polsce część tych fabuł można było przeczytać w antologiach i gazetach, zaś jako całość został Gość Draculi wydany dopiero kilka miesięcy temu nakładem nieocenionego wydawnictwa C&T.
Mimo iż Stoker był i jest autorem bodaj najgłośniejszej i najbardziej wpływowej powieści grozy w historii, przypisywanie mu miana najlepszego z pisarzy parających się horrorem byłoby z wszech miar nierozsądne. Popularność Draculi jest w dużej mierze efektem fascynacji postacią wampira, która z kart spóźnionego gotyckiego romansu przedostała się przez kino do pop-kultury. Transylwański hrabia transformował w twór o wielu twarzach i charakterach, setki razy celebrowany i profanowany spłodził niezliczone ilości potomków, mimo iż nie był pierwszym (ani najciekawszym) z upiorów, jakich wytworzyła literatura (przywołać trzeba choćby Wampira Polidoriego czy wyborną nowelę Carmilla Le Fanu).
Przy tym jednak nie można odmówić przesadnie melodramatycznej powieści niezaprzeczalnych zalet i siły oddziaływania na czytelnika, który nawet z trudem przebijając się przez jej obszerne opisy, mimo wszystko będzie usatysfakcjonowany historią i jej kilkoma genialnymi fragmentami. Powieści tej wreszcie nie znać po prostu nie wypada.
Mroczne opowiadania Stokera to już zdecydowanie lektura mniej obowiązkowa, choć w kilku momentach naprawdę dobra. Zaraz za wstępem Florence Bram Stoker znajduje się tytułowe opowiadanie, pierwotnie podobno stanowiące część Draculi, które z jakichś względów nie znalazło się w jej ostatecznej wersji. W warstwie fabularnej jest to nie do końca dopracowana historia zagubionego w nocnym lesie śmiałka, który trafia w środek upiornych obchodów Nocy Walpurgii. Tekst broni się jako samodzielna historia, ale jego finał jednak nieco szwankuje zastosowaniem chwytu znanego jako deux ex machina. Jednocześnie w kulminacyjnych scenach grozy Stoker popisuje się ogromnym talentem do tworzenia upiornych wizji.
W zbiorze podobnie mroczny efekt uzyskał tylko w ponuro-groteskowym ghost story W domu sędziego. Ten tekst, znany już wcześniej ze świetnej, choć mocno zapomnianej antologii Bramy grozy, to prawdziwa perełka. W narracji oszczędny, w scenach niesamowitości bardzo sugestywny. Zawarta jest w nim pozbawiona happyendu historia studenta, który wynajął stary, cieszący się złą reputacją dom na czas nauki do egzaminów. Posesja, która miała stać się samotnią, okazuje się być opanowana przez szczury i okrutnego ducha tytułowego sędziego. Do czołówki zbioru zaliczyć jeszcze można dosyć klasyczną makabreskę o tytule Indianka, w której Stoker straszy jednym z bardziej osławionych narzędzi tortur, żelazną dziewicą.
Inne utwory, mimo ciekawych momentów, odstają od wyżej wymienionych. Momentami bliskie duchowi Le Fanu, w innych momentach lapidarności i przewrotności Bierce’a czy Poego, mogą być czytane z przyjemnością, ale nie mają w sobie wystarczająco mocy, by stawać w pierwszym szeregu. Świetnie zaczyna się Sen o czerwonych dłoniach, ale trywialne zakończenie nie ujmuje jak humorystyczny początek czy jamesowskie rozwinięcie; we fragmentach bardzo dobre są Ruchome piaski balansujące między groteską a upiorną historią z motywem Doppelgängera, spuentowane jednak realistycznym finałem tracą wcześniejszy impet.
Zawarte w zbiorze opowiadania są w większości dosyć wczesnymi tworami Stokera i poprzedzają w klasycznego Draculę o kilka lat, można więc zrozumieć pojawiające się w nich konstrukcyjne braki. Ale nawet bez przesadnego przymykania oka na mankamenty, dostarczają porcji solidnej rozrywki. Mnie umiliły ciepły i spokojny weekend lipca, choć pewnie ujmowałyby mocniej czytane jesienią. Umieszczenie zbioru w serii Biblioteki grozy C&T było ze strony wydawnictwa znakomitym ruchem, bo Stoker, jak mało który pisarz może przyciągnąć do nich czytelników. Korzystając z tego, że wiele osób może od Gościa Draculi rozpoczynać przygodę z klasyką grozy, muszę więc ostrzec, że jest to mimo wszystko jeden z gorszych (choć niezwykle istotny!) tomów serii. Wchodząc z tego progu w świat mistrzów gatunku, trzeba przygotować się na prawdziwą ucztę. Jeśli po Stokerze weźmiecie się za Blackwooda, M.R. Jamesa, Hodgsona czy Mary W. Freemann, nie będzie już dla was odwrotu.