Gdy sztuka zabija…

Prawdziwa, wielka sztuka musi przedstawiać Prawdę. Oczywiście często zniekształconą przez osobowość artysty, lecz nadal musi być to Prawda. Myśl tę Michael White wkłada w usta jednego z bohaterów swojej już drugiej powieści o detektywie Jacku Pendragonie, zatytułowanej „Sztuka morderstwa”. To ładna sentencja jednak po chwili zastanowienia okazuje się tylko pustym, niewiele znaczącym frazesem. Nieprzypadkowo przywołałem tę myśl: White mimo budowania bogatej fasady głębi i oryginalności, tak naprawdę podąża utartymi od dawna ścieżkami.  Trzeba przyznać jednak, że potrafi to robić ze sporym wdziękiem –  tak, że zanim się zorientujemy –  kończymy ostatni rozdział powieści…

Współczesny Londyn – w renomowanej galerii sztuki sprzątaczka znajduje trupa spreparowanego tak, aby wyglądał jak obraz surrealisty René Magritte’a. Do znalezienia sprawcy zostaje wyznaczony inspektor Jack Pendragon, policjant z wieloletnim stażem i co za tym idzie – niemałym doświadczeniem. Kilka kolejnych dni przynosi następne okrutne morderstwa inspirowane malarstwem surrealistów: Salvadora Dalego i Francisa Bacona. Nie jest to jednak jedyna intryga, jaką nam serwuje White. Równolegle w rytm sprawy prowadzonej współcześnie wplatana  jest historia z końca XIX wieku, mianowicie historia… Kuby Rozpruwacza.

Michael White miał doskonały pomysł na powieść, trzeba bezsprzecznie to przyznać. Idea seryjnego mordercy bez emocji powielającego schematy z płócien w swoich zbrodniach jest intrygująca, umiejscowienie zaś akcji w środowisku londyńskich artystów zaskakuje – szczególnie pieczołowitym oddaniem wszelkich smaczków z nim związanych. Artyści pokazani są jako ludzie  mający swój własny, hermetyczny świat i zupełnie inne od reszty społeczeństwa wartości oraz podejście do życia. Widoczne jest to zwłaszcza na tle środowiska policjantów: rzeczowych, prostych ale jednocześnie bystrych i logicznie myślących.

Ryzykownym zabiegiem jest wciągnięcie do powieści wątku Kuby Rozpruwacza –  White traktuje tę – już legendarną – opowieść po swojemu, tworząc własną wersję tej historii za pomocą listów, w których sam morderca opisuje swój proceder. Wątki dziewiętnastowiecznych morderstw i współczesnego śledztwa Pendragona przeplatają się, ciężko jednak stwierdzić, że jedna wnosi cokolwiek do drugiej. Bardziej pasowałoby stwierdzenie, że są to te same opowieści rozegrane w innych sceneriach i w innym czasie. Podczas lektury nie opuszczało mnie dość niemiłe wrażenie, że White w sprytny sposób rozciąga w ten sposób powieść, która po zrezygnowaniu z jednej z opowiadanych historii była by o połowę krótsza. W pozbyciu się tego wrażenia nie pomagają nawet końcowe wyjaśnienia, splatające obie opowieści ze sobą.

„Sztukę morderstwa” czyta się jednak dobrze, szczególnie jej pierwszą połowę. Fabuła intryguje, autor gra niedopowiedzeniami i ukazaniem wypadków z różnych perspektyw, budując tym prostym sposobem znacznie lepiej aurę tajemnicy, niż w przypadku zwykłej narracji. White ma lekkie pióro, pisze językiem prostym, wręcz lakonicznym, ale na tyle plastycznym, żeby czytelnik wczuł się w przedstawione sytuacje. Krótkie, często kilkustronicowe rozdziały i wspomniana narracja prowadzona z różnych punktów widzenia dodatkowo potęgują szybkość, z jaką się przerzuca kolejne karty powieści. Sama postać Pendragona również jest sympatyczna: samotny facet blisko pięćdziesiątki, porzucony przez żonę, zapomniany przez dzieci, ale nadal twardy i błyskotliwy. Nie oznacza to bynajmniej, że wszyscy bohaterowie są tak dobrze zarysowani – większość stanowi tylko tło złożone z podkomendnych Pendragona oraz policyjnych techników czy artystów wpisujących się doskonale w obiegowe standardy dotyczące tej profesji.  Nawet bardziej znaczący bohaterowie są potraktowani pobieżnie i można śmiało powiedzieć: niechlujnie. Wypada zauważyć także, że White wyraźnie lubuje się opisach morderstw, nie szczędząc czytelnikowi detali ocierających się często o granice dobrego smaku. Co prawda, jest to usprawiedliwione fabularnie, nie polecałbym jednak lektury wrażliwym czytelnikom.

Problemy z druga odsłoną przygód Pendragona  zaczynają się, gdy zaczynamy się zbliżać ku ostatniej setce stron. Właśnie wtedy odgadłem tożsamość mordercy i przypuszczenie to finalnie okazało się trafne. Nie było to zresztą trudne. Podejrzanych jest raptem troje i każdy szybko okazuje się mieć niepodważalne alibi, zaś wybór z postaci drugoplanowych pozostaje naprawdę niewielki. White popełnił tu niewybaczalny błąd – przestał zwodzić czytelnika, wdawać się z nim w grę… W rezultacie czytanie ostatnich kilkudziesięciu stron staje się zwyczajnie nudne. Samo rozwiązanie intrygi jest też, łagodnie mówiąc, niezadowalające – wszystko niby się zgadza, ale nie dostajemy żadnego wytłumaczenia, w jaki sposób dokonane były tak skomplikowane morderstwa czy też innych intrygujących szczegółów. Sama postać sprawcy, nie tyle jego motywacja, co fakty jakich się o nim dowiadujemy, pozostają mocno naciągane i ciężko w nie uwierzyć bez przymrużenia oka na wszystkie nieprawdopodobieństwa.

Wydawałoby się, że „Sztuka morderstwa” jest książka co najmniej kiepską. Nic bardziej mylnego – powieść White’a to typowy średniak, który się czyta szybko i lekko oraz spełnia swoje podstawowe zadanie: zapełnia czas. To idealna pozycja na długą podróż pociągiem czy na przysłowiowe 10 minut lektury przed snem. Nie wymaga wysiłku i nie nuży, w każdej chwili bez żadnej straty można lekturę odłożyć na bok i zająć się czymś innym. Miłośnikom kryminału odradzał bym jednak sięganie po książkę White’a – nie tylko nie znajdą tam tego, czego oczekują, a wręcz się zawiodą.

 

Gdy sztuka zabija…

Tytuł: Sztuka morderstwa

Autor: Michael White

Wydawca: Rebis

Data wydania: 26 lipca 2011

Format: 400 s.

Cena okładkowa: 33,90

Opis z okładki:

Przez wiele lat swojej pracy zawodowej inspektor Pendragon nigdy nie widział takiego morderstwa. Ciało znalezione w galerii sztuki zostało wystylizowane na dzieło surrealistycznego malarza René Margritte’a. 24 godziny później policja ma na głowie kolejne zabójstwo, a miejsce zbrodni nieodparcie imituje płótno Salvadora Dalego Trwałość pamięci. Ktoś próbuje przeobrazić odrażające zbrodnie w dzieło sztuki…

Przewiń na górę