Erynie

Przejście Marka Krajewskiego z wydawnictwa WAB do Znaku zaowocowało nie tylko zmianą szaty graficznej jego książek, ale i przeniesieniem akcji z osławionego w pięciu powieściach Breslau do pięknego, przedwojennego Lwowa.
    Pierwsze sygnały zmian w prozie Krajewskiego pojawiły się w jego poprzedniej powieści, „Głowie Minotaura”, która oprócz konwersji scenerii, wprowadziła także nowego wyrazistego bohatera. Komisarz Edward Popielski (w przestępczym światku nazywany Łyssym), w poprzedniej książce odgrywający jeszcze rolę drugoplanową, przysłoniętą potężną sylwetką Eberharda Mocka, w „Eryniach” gra pierwsze skrzypce i robi to nadzwyczaj skutecznie. Znawcy prozy Krajewskiego dostrzegą zapewne wiele podobieństw pomiędzy Mockiem a Popielskim (podobna postura, wygląd i hobby, zbliżone słabostki i namiętności) – wydaje się jednak, że nie jest to pójście na łatwiznę, a wyraz osobistych fascynacji i zamiłowań klasycznego filologa Krajewskiego.

Kryminalną akcję „Erynii” wprawia w ruch brutalne morderstwo dziecka, wywołujące szok wśród lwowskiego społeczeństwa i zbiegające się w czasie z postanowieniem Popielskiego o przejściu na emeryturę. Zrezygnować nie jest jednak tak łatwo, kiedy dziennikarze pytają z niedowierzaniem: „Czyżby pan stchórzył?” i „Kto złapie mordercę jeśli nie pogromca Minotaura?”, a na ulicach batiarzy wywrzaskują: „Łyssy, ty skurwysynu! Lwów ci tegu nie daruji!” Popielski wreszcie porzuca zamiar odejścia z policji i w pełni wsiąka w kłopotliwe meandry śledztwa. Kieszonkowcy, kurwy, tytoniowy dym i popisy obżarstwa stanowią tło tej kryminalnej zagadki, z którą mierzy się w „Eryniach” Popielski i od której nie sposób się momentami oderwać.

Łyssy jest postacią z krwi i kości – to prawdziwy literacki bohater, w którym można się zakochać: inteligentny, brutalny i tajemniczy. Z powodu choroby zmuszony do unikania światła, funkcjonuje wyłącznie nocą, a respekt budzi nawet wśród najgorszego elementu. Popielski, podobnie jak Mock, ma szansę stać się jednym z najbardziej wyrazistych bohaterów polskiego kryminału; podobnie jest z miejscem akcji, bo Lwów w „Eryniach” wytrzymuje nieuchronne porównania z przedwojennym Wrocławiem. Oglądane nocą lwowskie zakamarki wyrastają przed oczyma czytelnika jak żywe, krzyki wściekłych batiarów niemal wyrywają się spomiędzy kartek książki, a z podejrzanych zaułków prawie dobywa się opisywany smród. Malowanie miast drobnymi detalami to bodaj największa umiejętność Marka Krajewskiego i już choćby dla możliwości obcowania z tą soczystą lwowską scenerią maja trzydziestego dziewiątego roku, warto tę książkę przeczytać.

Kto jednak zachłyśnie się przedstawionymi realiami, musi przygotować się na prawdziwe wrażenia dawkowane w kolejnych częściach powieści. Głównie dlatego, że autor zna się na rzemiośle, które wykonuje i w pełni świadomie stosuje rozmaite literackie tricki, co i rusz zaskakując czytelnika, a najlepszy kąsek zostawiając mu na sam koniec. Finał powieści zaskakuje i rozbraja – w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Erynie

Tytuł: Erynie

Autor: Marek Krajewski

Wydawca: Znak

Data wydania: maj 2010

Format: 272 s.

Cena okładkowa: 29,90

Opis z okładki:

Nowa seria mistrza polskiego kryminału.
Zemsta silniejsza niż miłość.
We Lwowie wybuchła panika. Żadne dziecko nie może już być bezpieczne.
W maju 1939 roku w strasznych męczarniach ginie mały chłopiec. Zbrodnia jest potworna. Kim będzie następna ofiara?
Całe miasto liczy na pomoc komisarza Edwarda Popielskiego. Jednak komisarz nie chce przyjąć sprawy. Nie tym razem.
Nie wie jeszcze, że został do tego wybrany. Przez mordercę. Przez Erynie, boginie zemsty. Przez przeznaczenie.
Widmo zbliżającej się wojny, pogromy i paraliżujący strach rządzą Lwowem, tylko jego przestępczy świat wciąż żyje według własnych reguł. Każdy w nim zna Popielskiego i jego przydomek. Ostatnia rzecz, na którą by się zgodzili, to współpraca ze słynnym „Łysym”. Ale „Łysy” ma inne plany…
Miasto przesiąknięte zbrodnią przesłonił cień bogiń zemsty. Wszyscy pogrążą się w jego mroku na wiele, wiele lat.

Przewiń na górę