„Eremanta” to powieściowy debiut Joanny Skalskiej, a zarazem jej pierwsza indywidualna publikacja, bowiem wcześniej ukazało się jedynie kilka opowiadań autorki w różnych periodykach i antologiach. Z tymi nie dane było mi zetknąć się wcześniej, więc nie wiedziałem, czego się po powieści spodziewać. Nawet opisów zamieszczonych w Internecie i na tylnych okładkach książek zazwyczaj nie czytam do końca. Podobał mi się jednak enigmatyczny tytuł i narzucająca sentymentalne skojarzenia okładka. Niemniej nie nastawiałem się na lekturę arcydzieła – i dobrze zrobiłem, bo dzięki temu nie czuję się rozczarowany.
Tytuł książki Skalskiej jest niejako rekurencyjny, gdyż jednocześnie stanowi tytuł tajemniczej powieści, czytanej przez główną bohaterkę, oraz nazwą małej i niezwykłej hiszpańskiej wioski w tymże woluminie opisanej.
Eremanta to miejsce niezwykłe. To osada szara i cicha; zda się, że pozbawiona życia. Ale kołaczą się dusze w ciałach, ciała spacerują po ulicach, pracują nad winoroślami, patrzą beznamiętnie, egzystują w swoim szarym życiu. Milczą, bo w Eremancie nie ma słów, nie ma wzruszeń. Jest tylko beznamiętna rutyna kolejnych dni wypełnionych pracą. Ktoś obcy, kto znalazłby się nagle pośród niszczejących budynków osady, przeląkłby się pewnie, sądząc, iż otaczają go widma. Miasteczko Eremanta jest tworem hermetycznym, chowa w sobie wszystkie dramaty i tajemnice; okoliczna ludność tam nie zagląda, często zapominając o kuriozalnym miejscu.
„Eremanta” to spisana legenda osady, znaleziona w jakimś hiszpańskim antykwariacie. To stary, zniszczony i anonimowy wolumin. Historia o gęstym nastroju, budząca w umyśle czytającego obrazy w czerni i bieli. Dzieje kilku pokoleń bladych, milczących ludzi, czasem wykraczające poza osadę, ale zawsze tylko po to, by do niej wrócić z nowym bagażem informacji. A te pozwalają powoli zamknąć obraz w skończonych ramach. Wpierw zostajemy rzuceni w blady, zszarzały tłum i kolejne strony tłumaczą dopiero przyczyny i skutki, początki i końce. Słowa malują obrazy, są ciche i statyczne. Trudno oprzeć się ochocie poznawania losów osady, mimo iż towarzysząca temu fabuła nie należy do wybitnie ciekawych.
„Eremanta” to wreszcie powieść Joanny Skalskiej w której Magda, młoda kobieta po drobnych przejściach, szukająca miejsca w życiu. Dziewczyna tymczasowo podejmuje pracę opiekunki sporego domu na przedmieściach Londynu. Wyrusza z Polski, by dbać o rezydencję i napawać się kolejnymi stronami wspomnianego już utworu oraz przetłumaczyć go z hiszpańskiego na polski.
Wspominałem wyżej, że powieść posiada potencjał. Miałem wtedy na myśli właśnie kreację niezwykłej osady, bo ta jest naprawdę wyborną fantazją – niepokojącą i magiczną. Mającą w sobie coś, co sprawia, iż chciałoby się tam wrócić, jeszcze raz dać się oczarować. Problemem powieści jest głównie to, iż współcześnie dziejąca się część fabuły jest banalna i nieciekawa, choć czyta się ją lekko i szybko. Ot, dziewczę rozmawia i pije piwo z sąsiadem, spotyka się z innymi polskimi emigrantami, sprząta dom, rozmyśla o swoich problemach sercowych, o tłumaczonej powieści. Przy okazji autorka obficie raczy nas smaczkami z życia Polaków na Wyspach Brytyjskich, które nie wnoszą nic istotnego do głównej osi fabuły – wręcz przeciwnie, rozpraszają i psują odbiór całości. Podobnie można określić wątek towarzyszący znalezieniu w mieszkaniu pracodawców paczki tajemniczych listów z czasów polskiego komunizmu i opisaną w nich historię. Być może stoi za tym jakiś głębszy zamysł, ale rezultat nie zachwyca. Historia Magdy zaczyna przypominać kocioł, do którego wrzucono różne ingredienty i ugotowano coś, co zjeść się – owszem – da, ale właściwie nie wiadomo po co.
Z kolei historia osady jest statyczna i momentami nużąca. Ciągle przybywa nazwisk i epizodów, w których można się zaplątać i zgubić potrzebne skupienie. Część ta jest po prostu w lekturze dosyć męcząca, mimo iż fascynuje plastycznością i nastrojem. Gdyby rozciągnąć ją do rozmiarów pełnej powieści, zamęczyła by bezwzględnie czytelnika, ale umiejętnie dozowana sprawia lepsze wrażenie.
W rezultacie całość prezentuje się raczej średnio, choć powiedzieć o powieści, że jest po prostu przeciętna i skazana na straty nie sposób. Docenić należy przede wszystkim niezbyt popularny pomysł użycia formy powieści szkatułkowej; także fantazję, która na myśl przywodzi mi „Prawiek” Olgi Tokarczuk (choć to zdecydowanie inna liga) i sam pomysł autorki na stworzenie czegoś raczej niesztampowego. Co prawda nie do końca udany, ale przynajmniej wyróżniający się na tle rozpędzonej fantastyki sensacyjnej.
„Eremanta” raczej nie stanie się przebojem sezonu i wielkim wydarzeniem na polskiej scenie literackiej. Być może znajdzie swoich zwolenników – czego serdecznie Joannie Skalskiej życzę. Ja sam chętnie sięgnę po jej kolejne powieści, choć do tutaj opisywanej już raczej nie wrócę. Mam tylko nadzieję, że autorka daruje sobie próby tworzenia powieści obyczajowej, a skupi się na fantazjowaniu.