Thriller duchowy – tak William Peter Blatty określił „Dimitra”, jedną ze swoich najnowszych powieści. Już samym tym określeniem autor kultowego „Egzorcysty” wprowadza swoją książkę w klimat niejednoznaczności, ponieważ o ile thrillery prawnicze czy medyczne można zwięźle i trafnie zdefiniować, o tyle określenie „thriller duchowy” nastręcza nieco problemów. Kiedy jednak zacznie się już czytać dzieło amerykańskiego pisarza, to będzie się miało pewność, że powieści tej nie można było lepiej nazwać.
Do więzienia w totalitarnej Albanii trafia tajemniczy mężczyzna podejrzewany o szpiegostwo. Aby uzyskać jakiekolwiek zeznania, funkcjonariusze służby bezpieczeństwa stosują najradykalniejsze formy przesłuchania, włączając w to hipnozę i tortury, jednak Więzień, jak określany jest tajemniczy przybysz w raportach, jest nieprzenikniony. Posiada niespotykaną niewrażliwość na ból, jego umysł podczas hipnozy staje się dla przesłuchujących istnym labiryntem, a atmosfera, jaką wokół siebie roztacza, budzi wśród jego oprawców niewytłumaczalny lęk. W końcu mężczyzna ucieka, zostawiając za sobą niezliczone trupy strażników, by wypełnić misję, która jest nie mniej tajemnicza, niż on sam.
Książka od samego początku jest przesycona klimatem grozy, mroku i niesamowitości. Atmosfera taka jest wynikiem nie tylko kapitalnie wykreowanej postaci Więźnia, ale też umiejętnie skonstruowanej fabuły, w której niejednoznaczności piętrzą się na każdym kroku oraz narracji niedopowiedzeń, dzięki czemu czytelnik nieustannie ma poczucie odkrywania jakiejś przerażającej, wymykającej się ludzkiemu rozsądkowi tajemnicy. Ta mieszanka powoduje, że od pierwszej do ostatniej strony powieść czyta się jak wysokiej klasy horror, a jej zwieńczenie, mimo że pozornie wyjaśnia wszystko w sposób racjonalny, zostawia nieodparte wrażenie, że empiryzm jest tutaj jedynie cienką zasłoną, za którą skrywa się nieprzenikniona głębia mistycyzmu. Dlatego właśnie określenie „thriller duchowy” jest strzałem w dziesiątkę – czytelnikowi wszystko zostanie wyjaśnione zgodnie ze „zdrowym rozsądkiem”, jednak ten będzie czuł, że aby w pełni pojąć tę książkę, będzie musiał zapuścić się też w rejony metafizyki.
Ogromnym plusem powieści jest też język. Blatty na końcu książki pisze, że zdaje sobie sprawę, że w Jerozolimie, gdzie rozgrywa się druga część powieści, nie ma ulicy Remli, tylko Hativat Jeruszalaim, lecz przemianował ją celowo, ponieważ nazwa „oryginalna zaburzała rytm każdego zdania”. Widać tutaj dobitnie podejście autora, który narrację starał się doszlifować do perfekcji. Nie wiem, ile tej doskonałości oryginału umknęło w przekładzie, ale nawet w naszym języku „Dimiter” jest powieścią, przez którą się płynie, gdzie prostota przekazu zderza się z wysublimowaną poetyckością. Blatty dobitnie pokazuje, że sformułowanie „malowanie słowem” nie jest tylko pustym, pozbawionym odbicia w rzeczywistości frazesem.
„Dimiter” jest jedną z najlepszych powieści, jakie miałem ostatnio przyjemność przeczytać. Autor nazywa ją najważniejszą w swoim dorobku, jednak nie wyjaśnia, dlaczego akurat ona miałaby być jego opus magnum. Jednak nawet nie znając osobistych powodów Blatty’ego, wskazanie to wcale nie dziwi. Wręcz przeciwnie: książki takiej klasy jak „Dimiter” miałyby honorowe miejsce u niemal wszystkich pisarzy literatury popularnej, których utwory miałem okazję poznać.