Niedługo minie 100 lat od śmierci Ambrose’a Bierce’a, amerykańskiego pisarza opowieści niesamowitych i dziennikarza. Śmierci, która nastąpiła w niewyjaśnionych okolicznościach w Meksyku ogarniętym wojną domową. Bierce, sam niegdyś żołnierz, był zafascynowany konfliktem, który wybuchł „po sąsiedzku”, lecz niestety przejawiał sympatię względem jednej ze zwaśnionych stron. Prawdopodobnie właśnie to doprowadziło do jego tajemniczego zaginięcia i śmierci.
Wojna w pisarzu ukształtowała pewnego rodzaju cynizm, który daje się dostrzec w dziełach literackich jego autorstwa. W recenzowanym zbiorku widać tę słynną cechę twórczości Bierce’a bardzo wyraźnie (zwłaszcza w miniaturach, takich jak „Pewnej letniej nocy” czy „Pogrzeb Johna Mortonsona”), nie wiąże się ona jednak bezpośrednio z wydarzeniami militarnymi (chociaż echa wojny secesyjnej pobrzmiewają na kartach książki).
„Czy to się mogło zdarzyć?”, co może sugerować tytuł, skupia się na grozie nadnaturalnej. Choć momentami przedstawiany horror może trącić myszką, błyskotliwa narracja, genialnie wprowadzająca czytelników w klimat, jest niezwykle hipnotyzująca i generalnie daje odczuć siłę prozy Bierce’a i przedstawionych za jej pomocą zjawisk. Dzięki temu dreszczyk grozy może nami wstrząsnąć choćby w „Nocnych harcach w Trupim Wąwozie” czy „Środkowym palcu prawej nogi”. Absolutnie wyróżnia się pod tym względem opowiadanie „Mieszkaniec Carcosy”, w którym odczuwany przez nas lęk graniczy z przygnębieniem, kiedy obserwujemy finezyjnie przedstawioną wizję miasta Carcosa.
O bogactwie narracyjno-fabularnym tych opowieści świadczy również fakt, że niektóre potrafią naprawdę zaskoczyć („Nawiedzona dolina” czy „Za ścianą”), inne zaś, swoją zawiłością zmusić do zastanowienia. Uwagę przyciągają również figlarne, wręcz fanaberyjne momentami dialogi.
Wszystko co wymieniłem powyżej to znaki szczególne tych opowieści. Jest jednak pewna cecha wspólna wszystkich „upiorów” straszących na kartach tej książki. Jak słusznie zauważa w posłowie Jan Prokop, wszystkie zjawiska u Bierce’a nie są zaburzeniem praw natury, a raczej przedłużeniem przeszłości, wynikiem nagromadzenia pewnych uczuć wywołanych przez gwałtowne zjawiska w ludzkiej historii. Fakt, że któregoś z bohaterów dręczy zjawa to niewątpliwy dowód na to, że ów bohater ma coś na sumieniu. Niby to prosta zasada, u Bierce’a przyjmuje jednak tak rozmaite formy, że trudno oskarżyć jego prace o jakąkolwiek schematyczność.
Mimo upływu lat, o Bierce’ie wciąż można mówić, że pod wieloma względami jest pisarzem „świeżym”. Jego proza jest w stanie wzbudzić we współczesnym czytelniku silne uczucia strachu, zaciekawienia, zaskoczenia czy przygnębienia. Nie twierdzę, że można go postawić w jednym szeregu ze współczesnymi pisarzami grozy czy czarnego humoru – myślenie, a tym samym literatura, przez ponad 100 lat zmieniła się diametralnie i dzisiejszego czytelnika straszą inne upiory. Bierce tym bardziej jednak zasługuje na szacunek, gdyż jego teksty oferują bardzo dużo również nam, współczesnym. Niemniej ostatecznie trzeba przyznać jedno: niewielu ze współczesnych pisarzy grozy jest w stanie równać się z Biercem pod względem stylu prozatorskiego. Jeśli potencjalnego czytelnika nie kuszą starsze opowieści o duchach, to niech choć przekona się jak skonstruowane były dzieła mistrza krótkiej formy.