Coś na progu #2

Miła niespodzianka

Banałem jest mówienie, że rodzimy rynek prasy okołofantastycznej ma się słabo – to wie każdy, kto chociaż pobieżnie interesuje się tą tematyką. Istnieją jednak małe enklawy, grupki zapaleńców którzy wydają się temu trendowi przeczyć, a nawet zwyczajnie z niego kpić! Jedną z takich grup tworzy Łukasz Śmigiel ze swoja ferajną odpowiedzialną za pismo Coś na progu. Śmigiel dokonał rzeczy jak dla mnie niebywałej – po doświadczeniach, jakie wyniósł z tworzenia Lśnienia (będącego niejako protoplastą Coś...), udało mu się stworzyć niszowy, lecz w pełni profesjonalny magazyn. A drugi numer Coś na progu sprawił mi miłą niespodziankę. Tak, to najlepsze i najpełniejsze określenie tego, co dane mi było odczuć po lekturze tego pisma.

Przejdźmy jednak do zawartości owej publikacji. Tym razem tematem numeru jest ogólnie pojęte retro. W ramach tego dostajemy więc ciekawy tekst Clive’a Barkera o E.A. Poe, którego to świetnym dopełnieniem jest artykuł Ady Struś o tajemniczym zniknięciu mistrza grozy. Mamy też sporo materiału traktującego ogólnie o steampunku i pulp. Te teksty, chociaż na pewno ciekawe dla odbiorcy mniej zorientowanego, dla „wyjadaczy” (a to chyba właśnie do nich skierowane jest pismo) będą zwyczajnie wtórne. Rekompensują to jednak świetne artykuły o niedawno zmarłym Rayu Bradburym oraz o zapomnianym klasyku grozy Algernonie Blackwoodzie (plus opowiadanie jego autorstwa w dziale prozy). Osobiście najbardziej ucieszył mnie jednak tekst Norbarta Nowaka traktujący o genialnych, lecz dziś już zapomnianych filmach Jima Hensona takich jak Ciemny kryształ czy Labirynt.

Nie zanudzając jednak zbyt obfitym spisem treści (ponad sto stron w książkowej oprawie), dostajemy pismo ściśle podporządkowane motywowi przewodniemu. I to trzeba uznać za gigantyczny plus. Czytając, odnosimy wrażenie ciągłości, chociaż podejmowane tematy bywają bardzo różne. Wybija się również strefa kryminału z wywiadem na temat oględzin na miejscu zbrodni (rozmowa przeprowadzona z medykami sądowymi) oraz tekstem Zofii Kalety o kradzieży dzieł sztuki. Dobrze wypadają też felietony, szczególnie tekst Morta Castle poświęcony ogólnym przemyśleniom na temat horroru. Trzeba jednak przyznać, że pozostali felietoniści – Marcin Wroński i Bartosz Czartoryski – niewiele ustępują zagranicznemu koledze. Wszystkie wymienione wyżej teksty to jednak nadal tylko część obszernego zbioru, jaki oferuje nam magazyn – wymienić wszystkich bez znużenia czytelnika chyba nie sposób. Pod tym względem pismo oferuje prawdziwe bogactwo.

Podsumowując moje zetknięcie z Coś na progu, uczciwie muszę przyznać, że stanowi ono obecnie jedno z najlepszych pism okołofantastycznych na rynku. I to nie tylko tym papierowym. Jedynym mankamentem, jaki mógłbym wytknąć magazynowi Łukasza Śmigla, to pojawianie się tekstów, które zakłócają misternie budowany klimat narzucany przez temat numeru. A w tym konkretnym numerze wrażenie takiego dysonansu powodowały głównie teksty o steampunkowej muzyce i Tomaszu Beksińskim (oba ciekawe, lecz może warto by było zrobić w piśmie rubrykę „Muzyka”, gdzie oba teksty zaprezentowałyby się znacznie lepiej). Niemniej jednak Coś nie tylko stanowi świetną alternatywę dla innych, dużych pism o podobnej tematyce, ale – konsekwentnie rozwijając obraną formułę – może również stać się potężnym rywalem. Czego osobiście Łukaszowi Śmiglowi życzę.

 

Coś na progu #2

Tytuł: Coś na progu

Autor: Coś na progu

Wydawca: Dobre Historie

Data wydania: czerwiec 2012

Format: A5

Cena okładkowa: 8,90

Przewiń na górę