Ponieważ fizyką interesuję się równie mocno, jak literaturą, miałem podwójną zachętę do sięgnięcia po „Ciemną materię” – kryminał autorstwa obiecującej, niemieckiej pisarki, Juli Zeh. Zwłaszcza że autorka, znana również w Polsce z powieści „Instynkt gry” czy „Orły i anioły”, ma na swoim koncie m.in. prestiżową German Book Award.
Chociaż w kryminałach nie gustuję, podejrzewałem, że ta powieść będzie czymś niezwykłym. Podstawowym argumentem przemawiającym za słusznością mojego przeczucia był fakt, że książkę wydało wydawnictwo W.A.B., które w serii „Don Kichot i Sancho Pansa” serwuje rozmaite, bardzo ciekawe pozycje pochodzące z różnych stron świata. Drugą przesłanką była tematyka: jeśli oś fabularną stanowi konflikt dwóch fizyków spierających się o naturę świata, a do rozwikłania zagadki pewnej zbrodni związanej z nimi zostaje oddelegowany inspektor z niebanalną osobowością, to musi być ciekawie.
Powieść została napisana intrygującym językiem, który idealnie dostraja się do charakteru fabuły, przesyconej ciekawymi rozważaniami na temat dylematów świata fizyki. Język ten, choć momentami spowalnia akcję powieści, pomaga dostrzec, że tak naprawdę fizyki nie dzieli zbyt wiele od filozofii, na co autorka nieraz zwraca uwagę. Nie każdemu takie teoriopoznawcze komentarze i poetyckie przerywniki mogą odpowiadać, lecz nie sądzę, by za powieść zabierał się ktoś, kto w książkach szuka tylko prostej rozrywki.
Sama intryga, która powinna decydować o dobrym kryminale, nie została tu przedstawiona zbyt dynamicznie, porywająco czy w sposób zapierający dech w piersiach. Owszem, jest niezwykła zagadka, są zwroty w śledztwie, ale czuje się, że ciężar „Ciemnej materii” spoczywa na czym innym. Fani akcji i pościgów mogą czuć się zawiedzeni. Bardziej zadowoleni będą zwolennicy kryminałów kładących nacisk na skomplikowane osobowości i rozgrywki między nimi.
Bardzo mnie cieszy to, że Zeh udało się wybrnąć z zagłębiania się w fizykę w sposób bardzo wiarygodny jak na kogoś, kto nie jest z tą dziedziną związany zawodowo. A tego, muszę przyznać, obawiałem się najbardziej – że autorka wpadnie w wir, nad którym nie zapanuje i nie wyjdzie z niego cało.
Odrobinę za to irytował mnie fakt obecności kolejnej postaci typu Sherlock Holmes, panoszącej się bezlitośnie w dzisiejszych książkach i serialach kryminalnych. Chodzi mi o typ kogoś wszechwiedzącego, niedającego się nie lubić, a jeśli popełniającego błędy, to tylko po to, by wpaść dzięki nim na właściwy trop. Takim bohaterem jest w tej powieści inspektor Schilf. Przekonałem się do niego jednak dużo szybciej niż do wszelkich innych tego typu postaci, a to za sprawą niebanalnego charakteru oraz jego intrygujących przemyśleń.
Dziwi mnie również polski tytuł powieści. Oryginał zatytułowany jest „Schilf”, od nazwiska inspektora. Wiem, że to raczej mało komercyjna nazwa, ale dlaczego akurat „Ciemna materia”, skoro ani słowem nie pojawia się ona w książce, a główny nacisk fizyczny położony jest na teorię równoległych światów?
„Ciemną materię” podsumuję krótko: poetyka plus fizyka. Chociaż jest to kryminał, jak dla mnie zbrodnia i dochodzenie stanowią jedynie tło dla czegoś więcej: zgłębiania niebanalnych bohaterów, a wraz z nimi niebanalnej istoty świata.