Czy polski komiks superbohaterski ma rację bytu? Takie pytanie zadaje sobie pewnie niejeden miłośnik tego typu historii. Coś co istnieje od dziesiątek lat za oceanem, w naszych specyficznych realiach się nie przyjęło. Nie ma łotrów próbujących wysadzić Pałac Kultury i herosów, którzy w ostatniej chwili im ten czyn udaremnią. Próżno szukać polskiego bohatera w pelerynie, który wymierzałby sprawiedliwość w osiedlowych zaułkach. Na sklepowych półkach oprócz kolejnych albumów humorystycznego „Wilqa” nie ma w zasadzie nic. A raczej nie było, bo teraz jest „Bler”!
„Bler. Lepsza wersja życia” to w pełni autorski projekt Rafała Szłapy, który oprócz napisania i narysowania komiksu, wziął na swoje barki również trud jego wydania. Album wygląda świetnie – 48 stron formatu A4 na bardzo dobrej jakości papierze. To produkt którego można się spodziewać po dużych wydawnictwach. Tutaj Rafał Szłapa wychodzi zwycięsko.
Olbrzymim plusem jest umiejscowienie akcji w Krakowie. Ale poza polskim realiami jest coś jeszcze – warto zwrócić uwagę na to, że mamy do czynienia z komiksem o superbohaterze, który jest całkowicie różny od swoich amerykańskich odpowiedników. To historia mroczna, ponura i pozbawiona patosu. Bije z niego beznadzieja szarej rzeczywistości, w której trudno doszukiwać się czegoś fantastycznego. Ciężko tutaj mówić o realizmie, ale komiksowi Szłapy daleko jest do konwencji do jakiej przyzwyczaił nas chociażby trykociarski Marvel. Więcej w „Blerze” dramatu niż efekciarstwa, chociaż odwołań do takiej estetyki nie brakuje – chociażby scena, w której rzucony bandzior przebija ścianę banku.
Jeżeli chodzi o warstwę fabularną, to nie jestem w pełni usatysfakcjonowany. W tym zeszycie Szłapa przedstawił genezę bohatera i opisuje, jak ten próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji. To już na tyle sposobów opowiedziana historia, że ciężko mówić w tym przypadku o czymś odkrywczym. Kryzys tożsamości, jaki przeżywa Bler, nie jest niczym nowym, a wątki które mogłyby mnie bardziej zaciekawić nie zostały należycie rozwinięte. Mimo iż autor od początku zapowiadał „Blera” jako trylogię, to jednak „Lepsza wersja życia” miała być w pewien sposób samodzielną historią. Ja tego niestety tak nie odebrałem. Oprócz numerka w tytule brakło mi odpowiedzi na którekolwiek z piętrzących się pytań, należytego zamknięcia jakiegoś etapu tej historii, swego rodzaju puenty. Ciężko odebrać ten komiks inaczej niż wstęp.
Z komiksów Szłapy przede wszystkim kojarzę „Jajko” – adaptację opowiadania Mastertona z antologii „Piekielne Wizje”. Jeżeli jeszcze gdzieś spotkałem się z jego twórczością to tego nie pamiętam. Przed lekturą „Blera” nawet powtórzyłem sobie tego mastertonowego shorta i muszę przyznać, że przez te 7 lat autor poczynił olbrzymie postępy. „Bler” wygląda o niebo lepiej. Rysunki nie są pozbawione pewnej kanciastości, niektórzy z pewnością zarzucą mu toporną kreskę, ale mnie autor jak najbardziej tym rysunkiem kupił. Jest w nim coś dzikiego, surowego. Wrażenie to pogłębia dość mroczna, chociaż jednak nie ponura, kolorystyka. Podoba mi się brak schematyczności w kadrowaniu. Postaci wychodzą z ram, jest kilka świetnie narysowanych całostronicowych kadrów – każda strona jest inna. Poza tym format robi swoje – bardzo przyjemnie ogląda się tak duże rysunki. Od strony wizualnej jest naprawdę dobrze.
Przeczytałem „Bler. Lepszą wersję życia” i odpowiadam na pytanie, które zadałem w pierwszym zdaniu: „ma”! Rafał Szłapa swoim komiksem udowadnia, że w Polsce jest miejsce dla historii o bohaterach i że takie komiksy są potrzebne. Liczę, że w kolejnych dwóch tomach tego lekkiego uczucia rozczarowania nie doświadczę, a autorowi uda się zamknąć tę historię w jakiś wyjątkowo spektakularny sposób.