Bizarro a sprawa polska
Jako że bizarro jest w Polsce mało znane, recenzję pierwszego tomiku, prezentującego gatunek1 należałoby poprzedzić krótką definicją.
Bizarro fiction to jeszcze świeży gatunek literacki, wykorzystujący groteskę, fantastykę, satyrę i absurd do tworzenia mocno inspirowanych popkulturą treści służących krotochwili i zadumaniu. To gatunek w którym niesmaczne pomysły, absurdalne i zupełnie oderwane od rzeczywistości wizje używane są do kreowania światów i sytuacji, których prawdopodobieństwa istnienia autorzy pewnie nie rozważają nawet teoretycznie. To wielkie przymknięcie oka na sensowność i dobry smak, by cieszyć się jak najmniej skrępowaną wyobraźnią i dowcipem.
To definicja, którą wytworzyłem na podstawie Internetu i zasłyszanych informacji. Można też inaczej, spróbować zdefiniować gatunek na podstawie „Bizarro dla początkujących”. Jest to więc literatura w której główną rolę odgrywa absurdalnie wysokie stężenie płynów ustrojowych, gdzie masturbacja zda się robić za leitmotiv a w tle słychać gdzieś rozpaczliwe krzyki i złorzeczenia w kierunku Boga. Czy brzmi to, jak coś, czego czytelnicy lubujący się w eksperymentach byliby złaknieni?
Bartek Czartoryski na wstępie zadziwia niezwykłą historią ożywających domów, które urządzają sobie schadzkę, zwieńczoną kopulacją. Tekstem tym od razu wprowadza czytelnika w świat historii dziwnych, niedorzecznych i robi to w znakomity sposób; może tylko nieco szkoda, że finał następuje zbyt szybko. Zwłaszcza, że już drugi jego tekst, „Wiedźma”, nieco rozczarowuje brakiem wyrazistej puenty i mniejszym stężeniem absurdu, którego miejsce zajmuje niepokojąca atmosfera.
Dalej Aleksandra Zielińska zaprasza do świata, który przypomina nieco pastisz opowieści inkwizytorskich Jacka Piekary, skrzyżowanego z cytatami z „Żywotu Briana”. „Ojczenasz, któryś jest w niebie” to przy okazji jedno z dłuższych opowiadań w zbiorze. W czytaniu całkiem przyjemne, ale nie na tyle znów zajmujące, by pozostawać przy nim dłużej.
Adrian Miśtak z kolei przywołuje jeden z moich osobistych koszmarów – pisklę ugotowane w jajku, które staje się – na domiar złego – zombie. Osoby o wrażliwych żołądkach niech czują się ostrzeżone, bo choć nie jest to jatka i gore, to apetyt może treść tej historii popsuć znakomicie. Summa summarum opowiadanie to jednak nie jest tak zwariowane i dziwaczne, jak być by mogło. Puenta jest banalna i rozczarowująca. Niedopatrzenie to w zupełności rekompensuje Rafał Kuleta w „Wciśnięciwsiebie”, tworząc świat spermą wręcz płynący, pełen dziwnych zdarzeń i niewątpliwych luk w dobrym smaku. Autor, który znany jest głównie z niezwykle krótkich form – i szczerze mówiąc – za którego twórczością nigdy nie przepadałem, tutaj zaskoczył mnie całkiem pozytywnie. W dłuższym tekście jego wizja nabiera nieco klarowności, przy okazji może rozwijać się swobodnie. Drugi jego tekst to miniatura – i ta już nie przypadła mi specjalnie mocno do gustu. W stosunku do swojego poprzednika zda się być lekko wtórna – no i jak już wyżej wspomniałem – w krótkiej formie trudno o zbudowanie czegoś równie mocnego, jak w obszerniejszych utworach. Dalej jest to jednak dobry tekst, którego lektura nie będzie stratą czasu.
Z czterech tekstów Krzysztofa Maciejewskiego – przyznam z ręką na sercu – cokolwiek pamiętam tylko ze „Śmierdzącej inwazji”, w której Ziemię najeżdżają kosmici o wyglądzie sempiterny i komunikujący się przez dźwięki i zapachy tejże części ciała przypisane. Zabawny i lekki ten tekst zda się być dokładnie tym, czego można by oczekiwać po bizarro, słysząc tytuły jak już chyba legendarne „Dupo-gobliny z Auschwitz”.
Podobnym zestawem rekwizytów gra Krzysztof T. Dąbrowski, do którego twórczości podchodzę zazwyczaj ze sporą rezerwą. Tutaj – ku mojemu przyjemnemu zaskoczeniu – udało mu się doskonale mnie ubawić. „Cała wstecz!” to – można by rzec – niezwykle niesmaczna makabreska, nieco w stylu „Studni i wahadła” czy blackwoodowskich parodii Edgara Allana Poego. No tak, tylko że mistrz grozy (a przy tym, czy nie także protoplasta bizarro?!) nigdy chyba nie poświęcił całego swojego opowiadania ludzkim ekskrementom. Tymczasem u twórcy „Naśmiercin” przeczytać można tyle określeń na fekalia, że nie sposób choć połowę spamiętać. Historia mężczyzny zamkniętego w łazience, gdzie z minuty na minutę podnosi się poziom odchodów, w finale sięgających niemal sufitu, ciężko nazwać „smacznym kąskiem”, ale jest to jeden z lepszych tekstów w zbiorze. Zwłaszcza, że znakomicie spuentowany.
Dwóch ostatnich autorów nie będzie chyba nikomu niespodzianką. Kazek Kyrcz prezentuje wpierw trzy naprawdę znakomicie napisane miniatury o niestety nie do końca do mnie trafiających puentach, później przeczytać można po prostu kapitalny „Źródłosnów” Kaina, będący tak przewrotną i zabawną historią, że szkoda byłoby psuć czytelnikowi zabawę przez zdradzanie szczegółów. „Krawiec” bawi również, zwłaszcza świetnym językiem, ale jako całość nie jest równie dobry jak, poprzednik. Na koniec zostały dwa utwory duetu – odpowiednio makabreska: lekko zwariowana i post-apokaliptyczna. Obie godne uwagi, choć niewystarczająco rozwinięte, by w pełni ukontentować odbiorcę.
Nie lubię pisać podobnych wyliczanek, zwłaszcza, że zmuszony byłem tylko zdawkowo opisać co ważniejsze punkty antologii. Nie chciałem jednak pomijać żadnego z autorów, bo przecież każdy z nich pomaga w przecieraniu szlaków bizarro w Polsce. Raz wychodzi to lepiej, raz gorzej – jak to na początku. Antologia sprawia wrażenie przygotowanej w pośpiechu. Trudno mieć zarzuty co do strony graficznej czy elegancji wydania, ale zwyczajnie mam wrażenie, że wiele z opowiadań rozwinąć można by w dłuższe i lepsze, bardziej przemyślane i kontentujące czytelnika. Gdy przeciera się szlaki, nie wszystko musi od razu wychodzić znakomicie. Antologia dostarcza czytelnikowi godziwą rozrywkę i – miejmy nadzieję – stanie się kamieniem węgielnym nowego gatunku w Polsce. Skoro mamy już pisarzy, którzy podjęli się dzieła popularyzacji tego znakomitego nurtu, pozostaje tylko czekać na ich kolejne płody – oby te były jak najbardziej kontrowersyjne, nieszablonowe i niezwykłe. Byle jak najbardziej „bizarre”.
—
1Trudno tutaj o ścisłość. Wszak tutaj też opisywany Rafał Kuleta wydało w ostatnim czasie „Krótkie dni i noce”, Kain i Kyrcz „Chorego, chorszego, trupa”, tomikach opowiadań Dąbrowskiego, a elementów bizarro osobiście doszukiwałbym się nawet w „Upiorach XX wieku” Joe Hilla. Ile podobnych pozycji nie zauważyłem – Bóg jeden raczy wiedzieć. Wszak można by i upchnąć tutaj niektóre z opowiadań Johna Eversona. Jest to jednak pierwsza tego typu publikacja, w pełni gatunkowi poświęcona, można ją więc przyjąć chyba za „oficjalny debiut”.