Auschwitz

Przed rozpoczęciem lektury „Auschwitz” Gustavo Nielsena warto odpowiedzieć sobie na niezwykle ważne pytanie: czego oczekujemy od książki? Czy ma nas wciągnąć intrygą, przeżuć i wypluć, pozostawiając w samotności? Czy szukamy niebanalnego stylu, wywyższając narrację, a na dalszy plan spychając akcję i fabułę? Czy może wręcz przeciwnie? A może w ogóle sfera warsztatowa interesuje nas tyle co argentyńskie rewolucje ludowe XX wieku, a ważne jest przesłanie: żeby książka optymistycznie nastawiła nas do życia? Odpowiedź na te i podobne kwestie jest kluczowa, ale nie rozstrzygająca – ma znaczenie przygotowujące. „Auschwitz” nie spełnia bowiem żadnego z powyższych kryteriów, a jednocześnie – po części – spełnia je wszystkie; wymaga od czytelnika mocnych nerwów i wytrzymałości, oferując w zamian koszmary i obrzydzenie; odpycha, ale nie pozwala się oderwać. Nie jest łatwa ani lekka, nie jest też przyjemna. Takie są jej zalety.

Berto, ustatkowany argentyński manager średniego wieku i szczebla, ma osobliwe hobby: w weekendy zabiera swój zielony sportowy samochód, symbol przynależności do wyższej klasy, i „wyrywa” dziewczyny. Osobliwość polega na tym, że ogranicza się do Żydówek. Specjalnie nie wybrzydza i kolekcjonuje: pełnoletnie i nieletnie, doświadczone i amatorki, ładne i ładne mniej; nie „zaliczył” jeszcze matki i córki jednocześnie, ale przecież wszystko przed nim. Pała przy tym niemałą nienawiścią do otaczającego go świata i równie niemałą miłością do samego siebie. Rytm działania wyznacza jego „wojak”, aż do czasu poznania Rosany Auschwitz. Niezbyt ładna i równie zadbana Żydówka pociąga Berta i wciąga w swoją grę, powoli zamieniając role łowcy i zwierzyny. Ukradła prezerwatywę z jego nasieniem, czy Bertowi tylko się wydaje? W pustym mieszkaniu i pachnącym jeszcze seksem łóżku nie są sami, czy Berto ma zwidy?

Wracając do mieszkania Rosany, szukając swoich zaginionych „kijanek”, Berto spotyka i – przekonany, że robi dziewczynie na złość – porywa małego chłopca. Chłopiec okazuje się mieć… dziwne zdolności, objawiające się w szczególności szybkim gojeniem się ran. Dalsze badania sugerują jasno: oto Berto odkrył kosmiczny spisek! Inwazję! Widząc siebie jako wybawcę ludzkości – likwidatora wszystkich nieznanych, gorszych ras – Berto postanawia chłopca torturować. Nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mu się to spodoba…

„Auschwitz” to historia trochę chora, z pogranicza realistycznego snu, wynosząca fabułę na bardzo wysoki poziom abstrakcji. Niemało w niej okrucieństwa, w szczególności w dosłownym i dosadnym opisie tortur, zaczerpniętym zresztą z istniejącej argentyńskiej książki. Są strony, które wręcz bolą, których nie chce się czytać, ani tym bardziej wyobrażać. To okrucieństwo ma jednak cel. Nie jest nim szokowanie czytelnika, choć oczywiście ono również ma miejsce; nie jest nim zwrócenie uwagi na przeszłość, choć przewija się ona nieustannie w tle. Okrucieństwo to zamierzone, bo bezsensowne; bo przestrzega pokazując człowieka, który człowiekiem nie jest.

Oprócz sensu dosłownego, mamy oczywiście sens metaforyczny: jest zatem Auschwitz przenośnią aż nazbyt czytelną, tak jak Berto czytający w toalecie „Mein Kampf”. Jest kat i ofiara, jest też odwrócenie tych ról. Jest wreszcie motyw spalenia i spopielenia, jest z tych popiołów odrodzenie – Nielsen przypomina potworność obozów koncentracyjnych, sugerując jednak niezłomność ludzkiej natury. Jest wreszcie łamanie barier – Berto zatraca się w swoim okrucieństwie, wynajduje coraz wymyślniejsze sposoby tortur, a autor pyta czytelnika: jak daleko TY jesteś w stanie się posunąć? Czy tak daleko jak Berto, który przekroczył granicę, za którą kryje się już tylko osowiałe, niezrozumiałe pseudo-istnienie?

Gdyby argentyński pisarz skupił się na samym problemie ludzkiej natury, okrucieństwa i historii umiejscowionej politycznie w Buenos Aires końca XX wieku, stworzyłby rzecz głównonurtową i zauważalną, choć poruszającą problematykę już omawianą. Ograniczyć się do otoczki wyłącznie fantastycznej nie mógł, to chyba jasne. Pomieszał więc, a mieszanie wychodzi różnie – jako nowatorska forma sprawdza się wyśmienicie, mówi o rzeczach poważnych w sposób, którego trzeba się domyślić; łatwo jednak potraktować jego historię zbyt jednowymiarowo. Łatwo jej nie zrozumieć, nie przebić się do drugiego dna. A przebić się warto – wtedy „Auschwitz” zyskuje prawdziwy sens.

Auschwitz

Tytuł: Auschwitz

Autor: Gustavo Nielsen

Wydawca: Muchaniesiada.com

Data wydania: lipiec 2009

Format: 208 s.

Cena okładkowa: 25,90

Opis z okładki:

Auschwitz to nie tylko symbol Holokaustu, Auschwitz to metafora zła. Ale to także nazwisko Rosany, którą w Klubie Izraelskim podrywa pewnej nocy Berto. Kim jest Berto? Berto to człowiek ziejący nienawiścią. Kim jest Rosana? To już znacznie trudniejsze pytanie. Wszystko wskazuje na to, że Rosana zastawiła na Berta perfidną pułapkę, a on staje przed dylematem: czy to skrajna paranoja, czy pozaziemski spisek? Auschwitz to powieść o potworności świata, wciągająca fabuła łącząca w sobie elementy realizmu, thrillera i schizofrenicznej fantastyki, której surowcem stają się: brud, śmierć, okrucieństwo, tortury, przemoc, antysemityzm i rasizm. Publikacja powieści w Argentynie wywołała zachwyty i wrogie reakcje. Nielsena oskarżano o okrucieństwo i ksenofobię, chwalono za niezwykłą oryginalność i bezkompromisowe podjęcie tematu zła i rozrachunku z historią. Sam autor podkreślał, że jego książka to odpowiedź na banalną, pisaną pod publiczkę literaturę. "Wszyscy piszą dla interesu, są politycznie poprawni; nie można powiedzieć niczego, co przekracza pewne granice, bo inaczej ma się do czynienia z kurią albo DAIA [argentyńska organizacja żydowska]. (...) Chcę walczyć przeciwko tej głupocie. Nienawidzę tej gównianej literatury pisanej przez 20, 30, 40, 50 i 60-letnich Argentyńczyków. Sam sobie będę narzucał reguły, chcę zrobić coś obrzydliwego. Nie cierpię, kiedy kontroluje się sztukę". Polskie wydanie książki otrzymało wsparcie finansowe Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Handlu Międzynarodowego i Wyznań Republiki Argentyny w ramach Programu Wspierania Tłumaczeń SUR.

Przewiń na górę