Anima Vilis

Krzysztof T. Dąbrowski pojawił się na naszym rynku w sposób dość szczególny. Debiutował publikując na różnych portalach internetowych, czego ukoronowaniem było wydanie audiobooka „Naśmierciny” w wydawnictwie Armoryka. Sukces książki przełożył się na jej wznowienia i drugie wydania, a sam autor przyłożył się, by opowiadania z tego zbioru trafiły do prasy zagranicznej. Tym sposobem utwory pojawiły się w USA, Anglii, Rosji, Czechach, Słowacji, Węgrzech, Argentynie, Niemczech, Izraelu, Brazylii, Hiszpanii, Meksyku i oczywiście w Polskich magazynach m.in. „Grabarzu Polskim”, „Lśnieniu” i „Science Fiction Fantasy i Horror”. Nie zabrakło także komiksów inspirowanych opowiadaniami autora. Tym sposobem Dąbrowski zaistniał na polskiej scenie brawurowo. Ale czy przekłada się to na sukces literacki? To już należałoby rozpatrywać w innych kategoriach, wspomniany zbiór „Naśmierciny” prezentuje bowiem poziom dość nierówny, zarówno gatunkowo jak i literacko właśnie. Swoje umiejętności autor prezentuje tak naprawdę teraz, za sprawą wydanego przez Initium „Anima Vilis”. 

Nie jest łatwo ocenić książkę dobrego znajomego, który dodatkowo pozdrawia człowieka we wstępie. Niemniej, recenzencki obowiązek nakazuje spojrzeć na nowe dziecko Krzysztofa z całą surowością, jednak nie do końca obiektywnie. Dlaczego? O tym za moment. Zbiór otwiera opowiadanie tytułowe. Łaciński tytuł oznacza nędzną duszę, podłą istotę i doskonale pasuje tak naprawdę do całej książki. Bohaterem opowiadania jest maleńka Martynka, której śni się często koszmar o potwornym Świętym Mikołaju, który przychodzi w nocy zrobić jej krzywdę. Już w tej historii autor pokazuje, czego mniej więcej można się po nim spodziewać, bowiem szybko bohaterem staje się Maksio, pies dziewczynki, a potem… A potem następuje tyle zwrotów akcji i zaskakujących wydarzeń, że azjatyckie horrory ze swoim drugim i trzecim zakończeniem mogłyby się poważnie zawstydzić. Ostateczne zakończenie jest całkiem zgrabne, niemniej po lekturze miałem wrażenie, że Krzysztof troszkę przekombinował, a wydawnictwo przegięło z kolei z nieadekwatną i nader erotyczną okładką. Na szczęście wkrótce miało się okazać, że przynajmniej w jednej kwestii się myliłem. 

Drugie opowiadanie „A teraz bawcie się i świętujcie!” zaczyna się jak klasyczny horror pokroju Grahama Mastertona, by potem przejść sprytną teorię spiskową dla fanatyków archiwum X. Niestety, ja nim nie jestem, co więcej, nie przepadam za tego typu opowiastkami o kosmitach, więc poza docenieniem pomysłu i warsztatu, jestem na nie. Podobnie jest z opowiadaniem „Uprowadzenie”. Tu powraca znany z opowiadań ze zbioru „Naśmierciny”, pijaczek Stasiek, który tym razem zostaje porwany przez kosmitów i przysparza im kłopotów w stylu Wędrowycza. Nie powiem, podoba mi się stylizacja językowa, kilka pomysłów zasługuje na uznanie, niemniej, nie przepadam za tego typu humorem. Doceniam, ale tu właśnie wychodzi mój brak obiektywizmu. 

Zupełnie inaczej wygląda sprawa „Przeznaczenie znajdzie drogę”. Tu powraca Martynka z pierwszego opowiadania, która widać nie dość wycierpiała ostatnio, teraz bowiem musi zostać na noc u cioci na wsi, która z kolei okazuje się najprawdziwszą wiedźmą. I tu Dąbrowski rozwija skrzydła w pełni. Znów miesza i plącze wątki, prowadząc je jednak do konkretnego i udanego finału (z obowiązkowo otwartą furtką), przede wszystkim wykazuje się znajomością mitologii słowiańskiej, tak u nas zapomnianej, a przecież jakże cudownej, tworząc niewątpliwie najciekawsze opowiadanie w tym zbiorze i jedno z najlepszych jakie czytałem w ostatnich czasach. Naprawdę, nieobiektywnie, duże brawa. 

„Biwak” to w zasadzie typowy camp slasher, czyli grupka młodzieży nad jeziorem, która zamiast zgodnie z zamierzeniami uprawiać seks i się upijać zostanie spektakularnie wymordowana. Opowiadanie w zasadzie przeciętne, ale dzięki powiązaniu fabularnemu z „Przeznaczenie znajdzie drogę” zyskuje kilka dodatkowych plusów. 

Przewrotność i czarny humor powraca w opowiadaniu „Georgie”, gdzie kowboj John ratuje od śmierci na pustyni mężczyznę. Przez większość opowiadania śledzimy jego starania o ocalenie siebie i towarzysza, by wreszcie odkryć, że mężczyzna ów umarł już dawno, a teraz jest… zombie. I tu znów ulubiony zabieg Dąbrowskiego, czyli zmiana perspektywy i akcję śledzimy oczyma Georgiego właśnie. Ciekawy pomysł, dobre wykonanie, plus. 

No i dochodzimy do zamykającego zbiór opowiadania „Losu dopełnienie”, największego objętościowo, napisanego z największym rozmachem, werwą i pomysłem. Jest tylko jedno ale. Utwór rozwija wątki z „Anima Vilis”, „Przeznaczenie znajdzie drogę” i „Biwaku”, a Dąbrowski potrafi zaimponować pomysłami, przemyśleniami, opisami, a przede wszystkim złożonością fabuły przy jednoczesnym zaburzeniu czasu i miejsca akcji. Co więcej spina to w ciekawą klamrę o niebanalnym przesłaniu. Niemniej, odnoszę nieodparte wrażenie, że „Losu dopełnienie” jest po prostu usprawnioną wersją „Anima Vilis”, znów mamy psa, dziewczynkę, przebaczenie, zemstę, gwałt, mord… W nieco innej konfiguracji, ale dostajemy te same klocki, prowadzące do w gruncie rzeczy podobnego zakończenia. Z jednej strony – piękna klamra dla zbioru, z drugiej – niedosyt. 

I tu pojawia się problem z podsumowaniem. Krzysztof odszedł tym razem bardzo od groteski i niezdecydowania jakie cechowały „Naśmierciny”. „Anima Vilis” dominuje ton poważny, czasem refleksyjny, co więcej, okazuje się, że autor radzi sobie z nim o wiele lepiej. Pomysłowość i złożoność utworów pozwala wróżyć pisarzowi bardzo dobrze. Niemniej uważam, że niektóre opowiadania zostały tu umieszczone na siłę i choć trzymają poziom, zaburzają ogólną wymowę zbioru. Mimo to prezentuje on świetną formę pisarza, na którego warto zwrócić uwagę i zainwestować w jego najmłodsze dziecię. Jeśli Dąbrowski utrzyma tendencję, to już wkrótce będzie mógł nas bardzo poważnie i pozytywnie zaskoczyć. I wtedy brawa będą większe. Na razie pozostanę przy oklaskach uznania. 

Anima Vilis

Tytuł: Anima Vilis

Autor: Krzysztof T. Dąbrowski

Wydawca: Initium

Data wydania: 2010-05-20

Format: 368 s.

Cena okładkowa: 34,90 zł

Opis z okładki:

„Anima Vilis” to zbiór oryginalnych opowiadań grozy.
Wyobraźcie sobie zombie w scenerii westernu. Lub opowieść, w której spotykacie demonicznego Świętego Mikołaja. W tajemniczym korowodzie przez opowiadania zbioru przewijają się też słowiańskie demony, UFO, kosmici i wiedźmy. A wszystko to w smakowitym sosie, przyrządzonym na bazie takich motywów, jak teorie spiskowe, apokalipsa czy podróże między wymiarami. Dodatkowo mistrz kuchni przyprawił wszystkie historie szczyptą czarnego humoru, groteski i cynizmu.
Jeśli lubisz się bać, a jednocześnie uwielbiasz być zaskakiwany – ta książka porwie Cię w szaloną podróż już od pierwszej strony.

Przewiń na górę