Powtarza się często, że dobry kryminał to taki, od którego nie można się oderwać, że chwyta czytelnika za mordę od pierwszych stron i pozostawia na bezdechu aż do finału. Gdyby oceniać beletrystyczny debiut Carra w tych kategoriach, byłoby on książką nieszczególnie udaną. Gdzieś do jednej trzeciej książki trudziłem się lekturą okrutnie, prześlizgując się wzrokiem przez kolejne przydługawe i nie zawsze potrzebne opisy czy to kolejnych budowli, czy person, zdarzeń. Nie jestem zwolennikiem szybkiej a mocnej, zgadzam się z tym, że kryminał historyczny winien epatować szczegółami natury historycznej. I da się zauważyć, że Nowy Jork końca XIX wieku autor czuł bardzo dobrze. Albo raczej: aż za dobrze. Przyznam, że przez znaczną część objętości tomiska (a kryminał na – bagatela! – 540 stron to nie byle co) przedzierałem się głównie z poczucia obowiązku. Doceniając rozliczne walory, ale też zwyczajnie nie dając się uwieść.
Powtarza się też często za Leszkiem Millerem, że nie po tym rozpoznaje się prawdziwego faceta jak zaczyna, a po tym jak kończy. I w tym momencie winienem opowiedzieć, jak z rosnącą ekscytacją kartkowałem kolejne strony do późnej nocy. Bo to szczera prawda, acz mało ciekawa w opisie.
„Alienista” to powieść niezwykła. Bogata w wątki społeczne, polityczne, kryminalne; bogata w historyczne smaczki, w akcję, w niepokój i mroczne momenty.
Morderstwa robią tutaj wyjątkowo nieprzyjemne wrażenie, bowiem tajemniczy morderca rozpruwa i okalecza młodych chłopców, którzy przebierając się za kobiety sprzedają swoje ciała innym mężczyznom. Morderca działa sprawnie, niemal nie pozostawiając po sobie śladu; skorumpowana policja ma lepsze zajęcia, niż uganianie się po slumsach za zboczeńcami i podobne przypadki zwyczajnie tuszuje. Do walki z degrengoladą wkracza komisarz Roosvelt, przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych, a tu jeszcze młody i ambitny policjant. Tworzy on w tajemnicy zespół, wraz z którymi podejmuje się rozwiązania sprawy. Ad majorem wchodzi weń tytułowy alienista – teraz powiedzielibyśmy: psychopatolog – który to zawód jest jeszcze świeży i darzony raczej niewielką estymą; dalej dziennikarz kroniki kryminalnej, będący narratorem, sekretarka policyjna, kilku bardziej łebskich gliniarzy. Stosując niekonwencjonalne wtedy metody śledztwa: daktyloskopię oraz psychologię, starają się rozwikłać sprawę, która zdaje się być nierozwiązywalna.
Wraz z nimi wędrujemy od slumsów do siedzib wpływowych bogaczy, wśród smutku, brudu i biedy chorującego miasta.
Carr nie wykazał się szczególną oryginalnością ni w sposobie przedstawiania postaci, ich charakterów, ni obrazu miasta – wszystko to już było w innych książkach i filmach. I mimo iż ukazane jest rewelacyjnie, niczym jest w porównaniu z momentami, gdzie fabuła skupia się na śledztwie. Wraz ze sztabem detektywów poznajemy na podstawie poszlak i kwerend sylwetkę nieszczęsnego i przerażającego zabójcy. Prawdziwy majstersztyk! Muszę przyznać, że jeszcze w żadnej książce nie spotkałem się z podobną drobiazgowością w procesie prowadzenia śledztwa. Mamy tu i mnóstwo fałszywych tropów i ślepych uliczek w dedukcji. Można się czasem pogubić w natłoku nazwisk i faktów śledztwu towarzyszących, ale wysiłek, jaki autor włożył w tę część książki procentuje stokrotnie. Jeśli ktoś zna doskonały film „Dwunastu gniewnych ludzi”, odkryje tutaj coś podobnego, choć oczywiście to zupełnie inna historia, realia, zestaw faktów i bohaterów.
Mam problem z jednoznaczną oceną „Alienisty”, bo powieść ta z jednej strony przez dobrą połowę była zwyczajnie męcząca, nużąca – nie nudna! – z drugiej strony zniewala rozmachem śledztwa, świetnie wykreowanym nastrojem i doskonałą sylwetką mordercy. Podobać mogą się też bohaterowie pozytywni, choć skrojeni wedle standardów, często przewidywalni, to mimo wszystko żywi i wiarygodni. Przeprawa przez ten kryminał jest niekoniecznie łatwa i zawsze przyjemna, ale fascynująca. Nie sposób nie docenić wysiłku, jaki autor włożył w drobiazgowość przedstawionego świata, w rozwój śledztwa. Spoglądając na całokształt powieści wybaczam mu wszystkie grzeszki, bo „Alienista” to kryminał nietuzinkowy i nawet jeśli niedoskonały, to i tak można go postawić pośród wielkich dzieł gatunku. Ze swojej strony tyle polecam tę niekrótką historię, co i przed nią ostrzegam spragnionych lektury lekkiej a przyjemnej.