Wciągająca lektura
Po Ad infinitum Michała Protasiuka sięgnąłem głównie ze względu na teorię strun, która miała być wykorzystana w utworze. Zagadnienie to fascynuje mnie od dłuższego czasu, jednak nie miałem okazji, by zapoznać się z bardziej szczegółowymi informacjami na ten temat. Uznałem więc, że powieść będzie doskonałym wstępem: w końcu nie pierwszy raz zdarza się w historii literatury, by beletrystyka w sposób ciekawy i przystępny przedstawiała problemy z różnych gałęzi nauk czy pseudonauk (za jaką teoria strun przez wielu jest uważana).
Cała historia kręci się wokół dwóch osób, które nigdy wcześniej się nie spotkały. Tomasz przeżywa dość poważny kryzys małżeński, rekompensując sobie brak bliskości w ramionach młodszej kochanki. Ale szybko w jego życiu pojawia się dużo większy problem: ktoś porwał jego chorą na autyzm córeczkę, powodując tym lawinę nieprzewidzianych zdarzeń. Drugim bohaterem jest młody geniusz David – obiecujący fizyk zakwalifikowany na lizbońskie stypendium, w ramach którego miał zostać wygłoszony odczyt potwierdzający definitywnie słynną teorię strun. Problem pojawia się, gdy autor wykładu umiera, a policja podejrzewa morderstwo.
Początek utworu był bardzo obiecujący, ale okazało się, że moje nadzieje na poznanie nowych aspektów teorii strun były przesadzone. Autor nie zagłębia się w temat, a jedynie prześlizguje się po nim, wykorzystując co ciekawsze elementy jako scenografię. Próżno tam szukać rozwinięcia, które przedstawiłoby zagadnienie nawet nie w pełnym, ale ogólnym zarysie. Teoria strun została wykorzystana przez Protasiuka jedynie jako tło, punkt wyjścia i katalizator fabuły. I mimo że czuję związany z tym niedosyt, nie mogę mieć o to pretensji: skoro autor założył sobie, że z interesującego mnie tematu jedynie zbuduje akcję, to pozostaje mi tylko ocenić, czy skonstruował ją w sposób zadowalający.
I tutaj nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń: nie czytałem jeszcze polskiego thrillera, którego akcja poprowadzona byłaby z takimi rozmachem, swadą i energią. Efekt jest uzyskany nie dzięki temu, że wydarzenia rozgrywają się w różnych miastach Europy i Stanów Zjednoczonych, ale przede wszystkim dlatego, że Protasiuk w niezwykle rozsądny i wyważony sposób ustalił proporcje między thrillerem a science-fiction. Więc niedosyt niedosytem, ale musiałbym być ślepy, by nie zauważyć, że opisane wyżej podejście autora miało swoje uzasadnienie i przyniosło niezwykłe jak na polskie standardy owoce.
Ad infinitum jest wciągającym i trzymającym w napięciu thrillerem, który bez mrugnięcia okiem można polecić każdemu fanowi gatunku. Mógłbym wprawdzie obrażać się na niekompleksowe zaplecze naukowe czy zbyt płytkie przemyślenia bohaterów, ale mając na uwadze fakt, że pochłonąłem całą książkę z wypiekami na twarzy w ciągu paru godzin, byłoby to równie niestosowne, jak – cytując Mrożka – „przyjść do kogoś w gości (…), objeść się kaczką pieczoną, a potem na boku narzekać, że było to świństwo, a gospodyni k****”. Więc powiem tylko, że kaczka była pyszna, a gospodarz kompetentny i niepozwalający się gościom nudzić.