Zawsze po północy

Noc była naprawdę parna. Wydawało się, że dzień nadal trwał, że słońce tylko schowało się za horyzontem, pozostawiając po sobie żar i duchotę. Miasto natomiast, za pomocą lamp i neonów, rekompensowało brak słonecznego blasku. Powietrze przypominało galaretę na moment przed zastygnięciem. Natomiast wszyscy ludzie rozmawiali głównie o tym, czy i kiedy spadnie deszcz, kiedy przyjdzie burza, która polepszy ten tlenowy czop.

Opowiadanie publikujemy w formie pliku PDF.

Zawsze po północy
Przewiń na górę