Ziarno prawdy

Od współczesnego kryminału oczekuję intrygującej zbrodni, zawiłego śledztwa, wątków obyczajowych i postaci detektywa, którego charakterystyka nie zmieści się na jednej kartce formatu A4. „Ziarno prawdy” spełniło moje oczekiwania.

Życie Teodora Szackiego właśnie legło w gruzach. Żona, którą zdradził, unika go i układa sobie życie z nowym partnerem, zaś sam Teo postanawia wyrwać się ze stolicy, przerywając tym samym swoją prokuratorską karierę i odcinając się od przeszłości. Przenosi się do Sandomierza, gdzie planuje zacząć nowe, lepsze życie, i gdzie ostatecznie jednak jako człowiek z zewnątrz staje się intruzem, samotnikiem budzącym nieufność miejscowych. Zagubiony popada w zgorzknienie, z którego wyrywa go dopiero zbrodnia. Tuż po Wielkanocy w pobliżu starej synagogi znalezione zostają nienaturalnie blade zwłoki powszechnie szanowanej i lubianej nauczycielki i społeczniczki, a kilka metrów dalej nóż do żydowskiego uboju rytualnego. W mieście ożywają dawne legendy miejskie i nastroje antysemickie, a sprawą interesują się spragnione skandalu media. Prokurator Szacki musi nie tylko rozwiązać niezwykle skomplikowaną sprawę w mieście, w którym nikt mu nie ufa i w którym on sam nikomu ufać nie może, ale też stawić czoła żądnym sensacji tabloidom i lokalnym przesądom.

Śledztwo prowadzone w tak nieprzyjemnych okolicznościach nie jest proste, a co za tym idzie, budzi dodatkowe emocje. Zarówno w bohaterach powieści, jak i w czytelniku. Wspólnie z Szackim poznajemy książkowy Sandomierz – jego architekturę i historię oraz mentalność mieszkańców. Miejsce, w którym nie istnieje coś takiego jak prawda. Są tylko osądy, przesady, półprawdy, zabobony czy wzajemne sympatie i antypatie typowe dla mniejszych społeczności. Zadaniem prokuratora jest nie tylko schwytanie mordercy, ale i odnalezienie samego siebie w nowych okolicznościach, by w zalewie informacji dostrzec tytułowe „ziarno prawdy”.

A i prokurator nie jest ani czarny, ani biały. Ani dobry, ani zły. Szacki potrafi budzić skrajne emocje, od podziwu po pogardę, od miłości do nienawiści. Bywa sandomierskim Cordellem Walkerem, złośliwym wrzodem na cudzym tyłku czy mizoginicznym, zgorzkniałym marudą. Każdy czytelnik oceni go wedle uznania, istotne jest jednak to, że Szacki ma bardzo wysokie poczucie sprawiedliwości i to ona – sprawiedliwość, a więc wola schwytania przestępcy i wymierzenia mu adekwatnej do czynu kary – napędza jego działania. To zaś pozwala nam identyfikować się z prokuratorem i kibicować mu.

Wątek kryminalny oczywiście wciąga i cały czas znajduje się na pierwszym planie, jednak nie samymi zbrodniami „Ziarno prawdy” stoi. Czytelnik z równą uwagą śledzi postępy w śledztwie, jego kontekst społeczno-historyczny, jak i proces aklimatyzacji Szackiego. Do tego główny bohater co i rusz wygłasza różne krytyczne uwagi na temat otaczającej go rzeczywistości. Czasem są to rozważania natury egzystencjalnej, czasem refleksje na temat polskich przywar, neopatriotyzmu czy małomiasteczkowości, innym razem drobne złośliwości skierowane pod adresem najróżniejszych osób, instytucji czy ideologii. I o ile sarkastyczne uwagi dot. kręcenia „Ojca Mateusza” czy funkcjonowania sieci Empik stanowią jedynie – za sprawą językowej zgrabności Miłoszewskiego – miłe przerywniki, literacki odpowiednik filmowych one linerów, o tyle już temat polskiego piekiełka czasami zmusza do przerwania lektury i zastanowienia się nad poruszanymi kwestiami.

Miłoszewski nie boi się sięgać po tematy trudne, tj. takie, które w polskim dyskursie publicznym budzą skrajne emocje. W „Uwikłaniu” było to historyczno-esbeckie tło powieści, w „Gniewie” stosunki polsko-niemieckie, zaś w „Ziarnie prawdy” są to relacje polsko-żydowskie. Autor nie wplata ich jednak w książkę bezrefleksyjnie, lecz czyni to świadomie i ze smakiem. Unika zbędnego moralizatorstwa, nie narzuca konkretnego światopoglądu, a jedynie zwraca uwagę na mnogość perspektyw. Ustami Szackiego zdarza mu się piętnować pewnie absurdalne czy skrajne zachowania i tezy, uwagi tego typu są jednak odpowiednio uargumentowanym głosem w dyskusji, nie zaś tanimi, demagogicznymi frazesami.

Cały świat przedstawiony sprawia wrażenie przemyślanego i dopracowanego w szczegółach. Powieściowy Sandomierz żyje własnym życiem, a jego mieszkańcy – zwłaszcza ci wysuwający się na pierwszy i drugi plan, a więc m.in. Leon Wilczur, Basia Sobieraj czy Maria „Misia” Miszczyk – to pełnoprawni, wielowymiarowi bohaterowie. Zresztą nawet przejściowa partnerka Szackiego ma tyle cech charakteru, by można poświęcić jej tutaj osobny akapit. Wszystkie te zalety nie świadczą jednak o tym, że Miłoszewski uniknął potknięć.

Śledztwo Szackiego to nie ciąg niesamowitych zwrotów akcji, a raczej mozolna próba rozpracowania planu przestępcy i w tej właśnie formie sprawdza się doskonale. Problematyczny wydaje się być jednak jego finał, gdyż Miłoszewski zafundował czytelnikom dwa zakończenia – pozorne i właściwe. W pewnym momencie wszystkie elementy układanki wskakują na właściwe miejsca, fascynująca historia zyskuje pozorny happy end, zaś kilkadziesiąt stron dalej okazuje się, że prawda wygląda zupełnie inaczej. A odkrywamy ją wraz z Szackim w odrobinę naciągany sposób. Nie jest to deus ex machina, nie musi popsuć ogólnych wrażeń i czy zburzyć całego napięcia, jednak nadmiar namysłu nad sensem ostatniego zwrotu akcji na pewno nie przysporzy nam ani przyjemności, ani wiary w świętokrzyskich techników śledczych.

Dużo radości sprawia zaś obcowanie z płaszczyzną językową powieści. Jak przystało na książkę skierowaną do szerokiego grona odbiorców czyta się ją szybko i przyjemnie. Opisy nie nużą, a dialogi są dynamiczne i naturalne. Do tego dość regularnie w tekście pojawiają się różnego rodzaju językowe smaczki oraz intertekstualne nawiązania – zarówno jawne, jak i ukryte – do innych tekstów kultury, których odkrywanie sprawi przyjemność bardziej wymagającym czytelnikom. Również liczne metafory – np. mentalna Wisła lub porównanie ptysiów do heroiny a procesu przetwarzania informacji w mediach do wielokrotnej konsumpcji rzygowin – zapadają w pamięć.

Miłoszewski jako twórca literatury popularnej pokazał, że nie tylko zna konwencję kryminału – czy to noir, czy współczesnego skandynawskiego – ale i stosunkowo sprawnie wiedzę tę wykorzystuje. Skonstruował wciągającą intrygę, opisał wyrafinowane zbrodnie, wykreował wielowymiarowych bohaterów i umieścił ich w atrakcyjnej scenografii. Do tego spisał to wszystko z niezwykłą sprawnością i lekkością oraz okrasił całość kontekstem historycznym i aktualną problematyką społeczno-obyczajową. „Ziarno prawdy” to źródło doskonałej rozrywki. Zarówno dla miłośników kryminału, jak i niedzielnych detektywów.

Ziarno prawdy

Tytuł: Ziarno prawdy

Autor: Zygmunt Miłoszewski

Wydawca: W.A.B.

Data wydania: listopad 2011

Format: s. 400; okładka miękka

Opis z okładki: Druga część bestsellerowej trylogii o prokuratorze Szackim! Wiosna 2009 roku, rozczarowany prokurator żegna się z Warszawą i przenosi się do Sandomierza. Tam spada na niego śledztwo w sprawie dziwacznego morderstwa cenionej działaczki społecznej. Szacki musi zmierzyć się ze ścianą milczenia i medialną gorączką. I z historią, która wydarzyła się przeszło sześćdziesiąt lat wcześniej…

Przewiń na górę