Zaginiony symbol

Dan Brown firmuje swoim nazwiskiem kilka rzeczy pewnych: wydawca zarobi na jego książkach dużo pieniędzy, on sam też głodował nie będzie, a czytelnik otrzyma dobrą, szybką powieść. Odwołując się do najprostszych czytelniczych instynktów, korzystając ze sprawdzonych schematów i prostych stylistycznych zagrań, osiąga Brown zamierzony efekt: niezwykle poczytnego page-turnera, niekwestionowany bestseller, finansowy sukces. Ale co z tego, kiedy „Zaginiony symbol” to książka po prostu nieciekawa, bezbarwna i doskonale nieinteresująca?

Popatrzmy na głównego bohatera: powołany do życia w „Aniołach i demonach” profesor Harvardu, specjalista od symboliki Robert Langdon to postać żywa, dobrze skonstruowana, prawdziwa. Wystąpił w trzech książkach i dwóch filmach, bardziej lub mniej udanych, jeśli bardziej, to dzięki niemu, jeśli mniej, to nie z jego winy. Nosi zegarek z Myszką Miki, panicznie boi się zamkniętych pomieszczeń, utrzymuje silny kręgosłup moralny i pakuje się w największe kłopoty świata. Dowcipny, inteligentny, z dystansem do samego siebie i – w pewnym stopniu – do otaczających go wydarzeń i ludzi. Pewny siebie, ale skłonny do kompromisów, na kartach powieści przechodzi przemianę od niewierzącego do osoby klękającej przed starożytnym narzędziem tortur i spożywającym Ciało i Krew. Trudno, żeby było inaczej, kiedy ratuje się istnienie Kościoła (w sensie watykańskim) i spotyka żyjącego potomka Chrystusa. Partia dobra, acz niebezpieczna, łatwo pakuje się w kłopoty i wcześnie wstaje z łóżka.

Popatrzmy na tematykę: kontrowersje, legendy, mity. Tym razem masońskie, nośne, wielokrotnie sfilmowane, wzbudzające wśród amerykanów autentyczny strach/szacunek/obrzydzenie (do wyboru). Rządowe organizacje, zagrożone narodowe bezpieczeństwo, wyścig z czasem – powszechnie znane atrybuty dobrych czytadeł.

Rzućmy okiem na miejsce akcji: stolica Zjednoczonych Stanów, miasto tętniące historią, jednocześnie mądrze ulokowane w teraźniejszości. Zgromadziło więcej zabytków kultury (nie tylko amerykańskiej) niż jakakolwiek metropolia Starego Kontynentu, zgromadziło też ukryte przejścia, tajemne przesłania i czekające na odkrycie Wielkie Skarby Ludzkości.

Dodajmy do tego osobowość autora: nieprzeciętną, tajemniczą (rzadko udziela wywiadów), dokładną (dłużej zajmują mu przygotowania i badania do książki, niż samo pisanie). Dorzućmy też styl: nastawiony przede wszystkim na szybkość, wykorzystujący nieustanny element zaskoczenia, przeplatające się historie, krótkie rozdziały kończące się w sposób jednoznacznie zmuszający do dalszej lektury.

Wszystko to zsumowane powinno dać solidne czytadło, żadną wybitną literaturę, ale porządną książkę do zastosowań domowych, krótkotrwałą mimo swej cegłowatości (ponad 600 stron). Tak się jednak nie dzieje i trudno oprzeć się wrażeniu, że to przez masonów właśnie. Wolnomularze, niczego im nie ujmując, przeciętnego europejskiego czytelnika zwyczajnie nie interesują. Robert Langdon, mimo całego uroku, męczy swoim zachowaniem. Waszyngton, z całym dla niego szacunkiem, nijak się ma do Rzymu, Paryża czy choćby Krakowa. Nijak dla nas.

Bo „Zaginiony symbol” to rzecz nie dla nas, książka na wskroś amerykańska, która nie może nas poważnie interesować. Wrzucona w ładną oprawę wartka akcja nie wystarczy, aby wzbić się ponad przeciętność, i to właśnie przeciętność jest jej największym grzechem.

I brak znaczenia.

„Anioły i demony” dotykały nas bezpośrednio, bo Kościół, Watykan i Papież, sprawa oczywista. „Kod Leonarda da Vinci” wzbudzał kontrowersje, bo znów Kościół, legendy, sztuka zawierająca ukryte przesłanie. Wszystko to nam, Polakom, sprawy bliskie, tak jak bliżej nam do Rzymu i Paryża niż do Waszyngtonu. Stolica USA jest nam tak daleka, jak najnowsza książka Browna: być może kiedyś, ale raczej daleko w kolejce.

Zaginiony symbol

Tytuł: Zaginiony symbol

Autor: Dan Brown

Wydawca: Sonia Draga

Data wydania: 26 stycznia 2010

Format: 624 s.

Cena okładkowa: 44,00

Opis z okładki:

Co zaginęło, zostanie odnalezione…
Waszyngton. Harvardzki specjalista od symboliki, Robert Langdon na prośbę swego przyjaciela i mentora, Petera Solomona, ma wygłosić wykład na Kapitolu.
Kiedy dociera na miejsce, okazuje się, że na wieczór nie zaplanowano żadnego odczytu, a po chwili na środku rotundy odkryte zostaje makabryczne znalezisko, niepokojąco naznaczone pięcioma tajemniczymi symbolami. Jego przesłanie jest dla Langdona oczywiste – to zaproszenie do dawno zaginionego świata skrywającego ezoteryczną mądrość.
Kiedy okazuje się, że Peter Solomon, filantrop i prominentny członek loży masońskiej, został porwany, Langdon wie, że istnieje tylko jeden sposób, by ocalić przyjaciela: przyjąć tajemnicze zaproszenie i udać się tam, gdzie zaprowadzą go zaszyfrowane wskazówki.
A poprowadzą go podziemnymi korytarzami do tajemnych komnat i świątyń ukrytych pod jednym z najpotężniejszych miast świata. Skrywa ono prastare sekrety loży masońskiej i odkrycia, których wielu wolałoby nie ujawniać. Rozpoczyna się szalona wędrówka i wyścig z czasem, bo Langdon ma zaledwie kilka godzin na dotarcie do celu. W przeciwnym wypadku jego przyjaciel zginie.
„Zaginiony symbol” to mistrzowsko skonstruowany thriller przesiąknięty historią, zagubiony w labiryncie symboli i enigmatycznych kodów. Pełen zagadek i trzymających w napięciu zwrotów akcji.

Przewiń na górę