Sukkub

O mózgach gotowanych we krwi

„Gotowali tutaj głowy” – to słowa, którymi Edward Lee zaczyna swoją powieść. Nie nudnym wstępem, gdzie opisywane jest spokojne amerykańskie miasteczko ani opisem głównego bohatera, ale zdaniem tak mocnym i celnie wprowadzającym w klimat, że nie sposób się w „Sukkubie” nie zakochać od pierwszego wejrzenia. Od razu zaznaczę też, że właściwie w recenzji tej nie mam zamiaru czepiać się w tej powieści czegokolwiek, bo po prostu nie znajduję ku temu powodu. Jest to jedna z najlepszych powieści grozy, jakie nawiedziły nasz kraj w ostatnim czasie i bezwzględnie godna uwagi.

W najbardziej ogólnej wersji sukkuby to istoty demoniczne o kobiecej fizjognomii, które nawiedzają mężczyzn we śnie, by spółkować z nimi i kusić seksualnymi podnietami. Czytając jednak powieść Edwarda Lee, opis może jednak wydawać się bardzo skromny i powierzchowny. Do małego i zapomnianego przez świat miasteczka Lockwood przybywa po latach Ann Slavik wraz z kochankiem i córką, by prawdopodobnie po raz ostatni zobaczyć swojego ojca, porażonego po zawale. Będąc ze swoją rodzicielką w złych kontaktach, do domu rodzimego zaglądała rzadko, więc też nie do końca rozumie nietypowe reguły rządzące tym miejscem, jego niepokojący ład i fakt, iż w mieście niemal nie ma mężczyzn. Młodą prawniczkę nawiedzają od dłuższego czasu erotyczne i wulgarne koszmary, które swój początek zdają się mieć w tym miejscu. Ktoś wydzwania do niej o nietypowych porach, niewyraźnym głosem ostrzegając przed wyjazdem. Życie Ann za fasadą kariery i pięcia się w górę jest ciągiem frustracji i problemów osobistych. Wszystko to wiąże się w jakiś sposób z miastem rodzinnym i skrywaną w nim tajemnicą.

Równolegle śledzimy wątek dwóch przestępców: obłąkanego Duke’a, który zabija i gwałci wszystko na swojej drodze i tajemniczego, żyjącego brzemieniem przerażającej i efemerycznej przeszłości Erika. Obaj uciekli z zakładu dla chorych psychicznie i zdążają do… Lockwood. Tymczasem będący w pełni księżyc przybiera barwę różową, co jest wynikiem nietypowej i rzadkiej konstelacji gwiazd i zwiastuje rzeczy dziwne i przerażające. A wszystko to dzieje się pod auspicjami pradawnej demonicy i kultu, który towarzyszy jej od pradawnych czasów: ludu Ur-lok czczącego sukkuba.

Pierwsza wydana w Polsce powieść Edwarda Lee powinna mu zagwarantować pełny sukces w środowisku fanów horroru. Choć minęło już dziewiętnaście lat od chwili jej wydania, to nadal idealnie celny cios w twarz, horror znakomicie napisany, wciągający, trzymający w napięciu, pełen inteligentnie i celnie wykorzystanej fuzji ostrej erotyki i odrzucającej przemocy. Jest tu chyba wszystko: seks grupowy, hetero- i homoseksualny, sadyzm, tortury a nawet seks połączony z rytualnymi i niezwykle efektownymi mordami. Jak na przykład rozpruwanie brzucha kopulującego mężczyzny, odcinanie przyrodzenia, kanibalizm i inne rzeczy, które budzić mogą tylko obrzydzenie. Nie można jednak powiedzieć, żeby autor tanim sposobem próbował zyskać poklask czy próbować przypodobać się czytelnikom, tworząc kiczowatą, niskiej wartości szokującą pulpę. Wszystkie tego typu sceny są w powieści nie tylko znakomicie opisane, ale też mają swoje istotne miejsce w doskonale poprowadzonej fabule. Autor gra nimi, z wulgarnych obrazów tworząc senne widziadła, mary i przewidzenia. W dużej części powieści panuje wspaniale wykreowany senny nastrój, trudno ocenić, co jest prawdą, a co tylko snem. Takie rzeczy chyba się nie starzeją.

„Sukkub” to jeden z najlepszych horrorów, jakie miałem honor czytać. Nieszczególnie mający ambicje przekraczania barier gatunku, ale jednocześnie w swoich ramach po prostu znakomity. Podkreślam to, bo nie raz i nie dwa zdarzało mi się czytać zagraniczne powieści, często choćby nominowane do nagrody Bram Stocker Award, które po lekturze budziły u mnie głównie uczucie rozczarowania. W przypadku tu opisywanej powieści miałem całkiem spore obawy, że po raz kolejny za marketingową zasłoną skryty będzie produkt miernej jakości. Dobrze jest mylić się w takich sprawach.

Ile razy zdarzyło wam się czytać powieść grozy, którą rujnował fatalny, niezgrabny finał? Gdzie zgrabnie i zmyślnie prowadzona tajemnica wciąga, napięcie eskaluje a zakończenie cały wysiłek ostatecznie niweluje. Tutaj do ostatniej strony napięcie nie opada – a epilog powieści dosłownie powala. Edward Lee nie pozwolił sobie na ckliwy happy-end, na jakieś sentymentalne i bezpieczne „głupotki”. Nie spuszcza z tonu dosłownie do ostatniego zdania, zostawiając czytelnika w stanie niezwykłego połączenia zadowolenia i grozy. Jak w opowiadaniach H. P. Lovecrafta, finał jedynie pogłębia efekt budowany na kolejnych stronach.

Powyższe wywody należałoby w finale recenzji ochrzcić jakąś łyżką dziegciu. Przyznaję, że naprawdę nie wiem, czego mógłbym się przyczepić. Mogę jedynie ponarzekać na fakt, iż poza dwoma opowiadaniami i tutaj opisywaną powieścią, Edward Lee nie jest w Polsce ani znany, ani wydawany. Mam nadzieję, że zmieni się to jak najszybciej, zwłaszcza, że jego dorobek jest całkiem spory, a tytuły jak „Golemesque” czy „Minotauress” brzmią ogromnie kusząco.

Pomimo wszystkich powyższych słów zachwytu, najlepiej będzie całość podsumować stwierdzeniem, że „Sukkub” to jest po prostu horror – znakomicie napisany, bardzo mocny i wyrazisty. Nijak rewolucja czy objawienie. Tutaj po prostu wszystko jest doskonale na swoim miejscu i życzyłbym sobie więcej właśnie takich powieści grozy, bez zgrzytów i rozczarowań. Czy można sobie życzyć czegoś więcej w tej kwestii?

Sukkub

Tytuł: Sukkub

Autor: Edward Lee

Wydawca: Replika

Data wydania: 2011-08-29

Format: s. 328, okładka miękka

Cena okładkowa: 34,90

Opis z okładki:

Witaj­cie w Loc­kwood, spo­koj­nej i cichej mie­ści­nie… gdzie suk­kuby wycho­dzą na żer kiedy zapada zmrok. Wyuz­dany seks,bezkompromisowa prze­moc i nie­po­ko­jąca, stara prze­po­wied­nia, która wypełni się w tym nad­przy­ro­dzo­nym hor­ro­rze.
Sek­sowna praw­niczka Ann Sla­vik wraca do rodzin­nego mia­steczka w poszu­ki­wa­niu swo­ich korzeni… ale znaj­dzie tam coś zgoła innego: śmierć, roz­pu­stę, kani­ba­lizm, dia­bo­liczne tajem­nice, strach, strach i jesz­cze WIĘCEJ STRACHU! A dwóch zwa­rio­wa­nych, podą­ża­ją­cych za nią psy­cho­pa­tów to małe piwo w porów­na­niu z tym, co czeka na nią w Loc­kwood. Sam Kali­gula uklęk­nąłby z sza­cun­kiem przed per­wer­sjami, któ­rych będzie­cie świad­kami. Ta książka prze­zna­czona jest dla doro­słych czy­tel­ni­ków o moc­nych nerwach.

Pisar­stwo Edwarda Lee jest jak piła mecha­niczna na peł­nych obro­tach. Jeśli podej­dziesz zbyt bli­sko, urżnie ci nogi.
- Jack Ketchum

Przewiń na górę