Prowadź swój pług przez kości umarłych

Olga Tokarczuk była i jest pisarką najwyższej próby. Już choćby po „Prawieku” i „Biegunach”, za którą to powieść otrzymała nagrodę Nike, jej pozycja na pisarskim Parnasie jest utwierdzona. „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, choć podobno wielu odstrasza tytułem, tylko potwierdza klasę autorki.

Stanowiące tytuł słowa zaczerpnięte zostały z poematu „Zaślubiny nieba i piekła” Williama Blake’a. Konkretnie z przysłów piekielnych. Osoba szalonego poety często gości w ustach bohaterów, więc tytuł winien stać się bardziej zrozumiały.

Sama powieść jest jakby pastiszem kryminału. Wykonanym bez drwiny i mrugania okiem, zaś w sposób łamiący wszelkie rządzące tym gatunkiem zasady. Więc zamiast ponurego, zasnutego mgłą miasta mamy górzyste sioło gdzieś w województwie opolskim, zamiast detektywa – starzejącą się wojowniczkę o prawa zwierząt, a w roli mordercy występują sarny. I inne leśne zwierzęta.

Nie da się ukryć – wydaje się to o tyle oryginalne, co trudne do przełknięcia. Jest jednak inaczej – powieść czyta się doskonale, a sama fabuła jest nadzwyczaj sensowna – bo filtrowana i przetwarzana okiem narratorki, Janiny Duszejko.

Zimą osiedle zamieszkuje tylko ona, samotnik Matoga i Wielka Stopa, który zostaje zamordowany przez sarny. No i jeszcze sarny właśnie, larwy robaków, ptaki, zające i inna dziczyzna. W tej samotni starsza już nauczycielka opiekuje się domami sąsiadów i szuka pomocy w samodzielnie stawianych horoskopach. To także wegetarianka i samodzielna lokalna obrończyni praw zwierząt, nienawidząca zabijania ich nawet w celach konsumpcyjnych. Generalnie uznawana jest za lekko stukniętą.

Wielka Stopa to nie zwierzę, tylko pseudonim lekko zdziczałego kłusownika. A że zginął tak, nie inaczej, twierdzi właśnie główna bohaterka. I nie zważając na drwiny słuchaczy, stara się swoją myśl przeforsować.

Ani mroczne Breslau, ani Londyn, czy Nowy Jork. Małe sioło, by nie rzec: zadupie. Dentysta-pijak wywleka fotel do zabiegów na ulicę i znieczula pacjentów wódką. Jest second-hand, Żabka, szkoła, posterunek policji. Jest swojsko.

Problemy są też wybitnie prowincjonalne: zimą śnieg utrudnia komunikację, myśliwi polują po lasach jak kłusownicy, pastwiąc się nad zwierzyną. Dla nich to żadna różnica, czy celują w królika, czy psa. Jest i zadufany w sobie, egoistyczny wiejski biznesmen, który w podłych warunkach hoduje lisy na futro. Jak więc zwierzęta mają nie wziąć zemsty we własne ręce? To wszystko jest przecież w horoskopach. Wystarczy tylko dokładna data urodzenia danej osoby, łącznie z godziną i minutą. Trochę znajomości układów gwiazd, ascendentów, odpowiedni program komputerowy do pomocy – i już ma się w rękach wiedzę o tym, co dziś czy jutro może być niebezpieczne. Być może to dzikie zwierzęta, albo alkohol. Trzeba uważać.

Ale nikt nie słucha starej wariatki. Trudno się dziwić? Policjanci starają się zbyć ją jak najszybciej, urzędnicy nie odpowiadają na listy. A śmierć kłusownika to tylko pierwsza z cyklu. Kto będzie następny? Czy może nie warto było posłuchać staruszki gadającej o zemście lasu?

Olga Tokarczuk to prawdziwa mistrzyni pióra. Doskonale radzi sobie ze słowem pisanym, potrafi je naginać do swej woli, panuje nad nim totalnie i absolutnie. Sama już narracja z ust Janiny Duszejko jest świetna. Choć początkowo ma się wrażenie, że główna bohaterka żyje w innym świecie, jest po prostu wariatką, to z czasem autorka sugestywnie daje do zrozumienia, iż to raczej cała reszta świata składa się z niesprawiedliwych, złych i żyjący wbrew naturze ludzi. Z czasem przestają dziwić słowa pisane wielką literą. Te ciągłe enigmatyczne „Dolegliwości”, „Zwierzęta”. Jest to zresztą bardzo wyraźne nawiązanie do Blake’a.

Tokarczuk jest sugestywna, pisze plastycznie i malowniczo. Jest nieskażona chyba jakimikolwiek zewnętrznymi wpływami literackimi. To solidny, piękny monolit. Nie sposób nic zarzucić, można tylko podziwiać. Historia od początku do końca prowadzona jest wzorowo. Trzyma w napięciu, jednak nie porywając nadmiarem akcji. Tempo rozwoju zdarzeń dostosowane jest do osobowości narratorki. To ona kreuje świat, nadaje mu barwy i wartości. Przy tym, aż do samego końca okazuje się być postacią niejednoznaczną.

W przypadku książek Olgi Tokarczuk próżno szukać prostej odpowiedzi na pytanie: po co? Trochę z tym jak z „Dekalogiem” Kieślowskiego. Można interpretować na wiele sposobów, koncentrując się na różnych zagadnieniach wyekstrahowanych z całości, można po prostu podziwiać portrety psychologiczne wplecione w zawiłe sytuacje. Mnie o wiele więcej przyjemności sprawia zazwyczaj to drugie. W życiu, jak i w powieściach, nie ma miejsca na jednoznaczne odpowiedzi. Trudno zachować ją nawet w kwestii własnej moralności, będąc jeno zwykłym człowiekiem.

Najnowsza powieść Olgi Tokarczuk na pewno znajdzie tak zwolenników, jak i przeciwników. To literatura niełatwa, choć daleka od przeintelektualizowania. Ja pokochałem już dawno lekkość pióra i plastyczną wyobraźnię autorki. Nie łudzę się jednak, że wszyscy zareagują podobnie. Mimo to uważam, że to wyjątkowo dobra powieść, warta uwagi każdego czytelnika.

Prowadź swój pług przez kości umarłych

Tytuł: Prowadź swój pług przez kości umarłych

Autor: Olga Tokarczuk

Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Data wydania: listopad 2009

Format: 282 s.

Cena okładkowa: 32,90

Opis z okładki:

Thriller moralny, który do ostatniej strony trzyma w napięciu.
Akcja rozgrywa się w Kotlinie Kłodzkiej. Główną bohaterką jest Janina Duszejko – kiedyś inżynier mostów, dziś wiejska nauczycielka angielskiego, geografii i dozorczyni domów letniskowych. Jej pasją jest astrologia, a wielką miłością wszelkie zwierzęta. Gdy dzieje im się krzywda, Janina staje w ich obronie i upomina się o szacunek dla nich. Jak łatwo przewidzieć, nikt nie przejmuje się kobietą, która uważa, że świat jest odbiciem tego, co zapisane w gwiazdach, a w wolnych chwilach czyta Williama Blake’a.
W okolicy zaczynają umierać kłusownicy i krzywdziciele zwierząt. Seria zgonów rośnie. Janina ma teorię na temat motywu i sprawcy tych zbrodni, ale policja ignoruje ją, traktując jak nieszkodliwą dziwaczkę. Jednak Janina wie więcej, bo czyta w gwiazdach, jak w otwartej księdze…

Przewiń na górę