Powrót

Upiorne pomysły, mistrzowska realizacja

Do recenzowanego zbioru podeszłam z rezerwą. Przed lekturą „Powrotu” nie znałam twórczości Wojciecha Guni w żadnej postaci. Wiedziałam natomiast, że należy do fanów Thomasa Ligottiego, którego wysmakowany styl uznają za ogromny atut, dla mnie zaś momentami bywał katorgą. I słyszałam też, że próbuje taką wyszukaną narrację naśladować. Nie znoszę onanizacji słowem, w jakiej lubują się niektórzy twórcy. Zbyt wiele razy przekopywałam się przez zdania wielokrotnie złożone pełne skomplikowanych metafor, długich słów i ambitnych pojęć, by potem przekonać się, że te zabiegi tylko maskowały miałkość przekazu. Taki literacki snobizm sam w sobie nie jest w stanie mnie zachwycić, jedynie odrzucić.

Dlatego bardzo zaskoczyło mnie, gdy już pierwsze opowiadanie obróciło moje oczekiwania w pył i zastąpiło je niemym zachwytem. Od lat – podkreślam – od lat nie czytałam tak dobrego tekstu polskiego autora. Dreszcze, jakie potrafił we mnie wywołać, porównywałabym chyba tylko z „Przypadkiem Charlesa Dextera Warda”, który czytałam jeszcze jako nieopierzona miłośniczka grozy i łatwo było zrobić na mnie wrażenie. „Wezwanie” mogłoby posłużyć jako moje prywatne podsumowanie tego, czego właściwie oczekiwałabym jako czytelniczka weird fiction. To kwintesencja wszystkiego, co w założeniach tego nurtu jest najlepsze i najsilniej do mnie przemawia. Niezwykły pomysł, jednocześnie świeży i głęboko zakorzeniony w naszym pojmowaniu świata – coś, czego osiągnięcie w dzisiejszych czasach jest nie lada sztuką – a do tego przedstawiony w formie fabuły z wierzchu dziwacznej, lecz podskórnie symbolicznej, która z czasem układa się w jednolity i przemyślany koncept. Właśnie konceptu zawsze brakowało mi w tak lubianej przez polskich pisarzy grozy grotesce, zaś Gunia ma wszystko obcykane, od początku do końca realizuje swój niecny plan i wieńczy go rewelacyjnym zakończeniem, po którym trudno sięgnąć po kolejne opowiadanie.

Dlatego też tak długo zeszło się z napisaniem tej recenzji. Gunię czyta się na raty, bo te naprawdę dobre kawałki trzeba chwilę „odchorować”. Nie tylko przetrawić, jak każdą dobrą i symboliczną literaturę, ale też, ze względu na klimat, właśnie odchorować. Linda Williams stworzyła kiedyś banalną definicję horroru, nazywając tak utwór, który ma wywołać w odbiorcy fizyczne uczucie strachu. Gdyby odnieść to stwierdzenie do twórczości Guni, należałoby sięgnąć do freudowskiego pojęcia lęku, który rządzi się trochę innymi prawami. Taki podskórny lęk towarzyszy czytelnikowi „Powrotu” przez większość czasu, nawet jeśli nie pojawiają się żadne potwory. Może tym w zasadzie różniłoby się weird fiction of horroru? Że w tym pierwszym nie mamy potwora, którego należałoby zgładzić?

Gdy czytelnik natrafia na „Wojnę” i zaraz potem „Bardzo długo była tylko ciemność”, zastanawia się, czy dotrwa do końca. Gunia nie tylko ma upiorne pomysły, ale też mistrzowsko je realizuje, do tego cały czas trzymając się swojego stylu, jakby się nim rozkoszował. Niestety Gunia kilka razy nie zdołał oprzeć się pokusie i wędruje swoją narracją w zupełnie odjechane rejony. Niektóre teksty wydają się napisane wyłącznie dla autora, rozsmakowanego w swoich słowach. Dotyczy to głównie tych krótszych tekstów, których cel mi gdzieś umknął między artystycznymi opisami.

Także najdłuższe opowiadanie – tytułowy „Powrót” – nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, za to dłużył się niemiłosiernie. A Gunia, jak już męczy, to męczy potwornie, bo jego narracja nie należy do tych łatwych i przyjemnych. Nie należy się jednak zniechęcać, bo wystarczy odpowiednia do odbioru dobrej opowieści niesamowitej wrażliwość, by się zachwycić – „Wezwanie”, „Wojna”, „Bardzo długo była tylko ciemność”, „Ojciec” i „Słowa brzmiały jak ich własne” wystarczą, by zapamiętać nazwisko Guni na długo i nie żałować czasu poświęconego na lekturę mniej udanych opowiadań. Nie jest to literatura dla każdego, ale poszukujący czytelnik niesamowitości podszytej grozą w Guni znajdzie to, czego w literaturze pragnie najbardziej.

Powrót

Tytuł: Powrót

Autor: Wojciech Gunia

Wydawca: Agharta

Data wydania: 2014-07-01

Format: okładka miękka; 230 stron

Cena okładkowa: 25 zł

Przewiń na górę