Opowieści starego antykwariusza

„Opowieści starego antykwariusza” wydawnictwa C&T to wybór piętnastu opowiadań grozy Montague Rhodesa Jamesa. Wszystkie opowiadania pochodzą z dwóch tomów wydanych w 1904 roku („Ghost Stories of an Antiquary”) i w 1911 („More Ghost Stories of an Antiquary”), które stanowią prawdziwą klasykę gatunku. Według znawców tematu, autor jest jednym z najważniejszych twórców opowiadań grozy, a dokładnie podgatunku określanego jako ghost stories. Dobór opowiadań jest znakomity i po zakończeniu jednego opowiadania, łapałem się na tym, że czytam od razu drugie. Czym są opowieści o duchach M. R. Jamesa?

Po pierwsze – wszystkie opowiadania łączy postać narratora, antykwariusza, który bliżej nam się nie przedstawia. Siedzimy u niego przy herbacie, sięga on po swe zakurzone już woluminy i opowiada nam co ciekawsze historie. Rzadko spotykam taki sposób narracji – antykwariusz jest kreatorem całego świata przedstawionego i jego władcą. W najmniej oczekiwanym momencie (gdy już wejdziemy w historię, zapomnimy o tym, że ktoś nam to opowiada i zaczynamy patrzeć oczyma bohatera opowiadania) kieruje opowieść na inne tory, ucina ją z zapowiedzią, że nie czas odkrywać wszystkie karty, lub zwyczajnie dodaje do wszystkiego swój subiektywny komentarz. Antykwariusz to alter ego samego Jamesa, który czytywał swoim gościom te opowiadania przy kominku w czasie Świąt. Świetne.

Po drugie – bohaterami opowiadań są zazwyczaj wykształceni ludzie, przedstawiciele duchowieństwa, humaniści, archeolodzy, badacze średniowiecznych tekstów, kolekcjonerzy dzieł sztuki, historycy. Osoby twardo stąpające po ziemi, zmuszone zderzyć swój ekstremalnie racjonalny ogląd świata z tajemniczymi wydarzeniami, które zaczynają się dziać wokół nich. Rzeczywistość się odkształca, pojawiają się cienie, nieokreślone uczucie zagrożenia, niepokój, który bohaterowie początkowo próbują tłumaczyć rozumowo, w końcu jednak tłumaczenie irracjonalne zaczyna zdobywać coraz silniejszą pozycję.

Po trzecie – duchy pojawiające się w opowiadaniach Jamesa są jednoznacznie złowrogimi bytami. Nie ma tu miejsca na dialog, próby porozumienia, zakamuflowane wiadomości czy prośbę o pomoc w stylu „przenieś moje kości a będę wolny”. Celem nadnaturalnych istot jest terror i śmiertelna groza, doprowadzenie swej ofiary do krawędzi poczytalności i zepchnięcie w przepaść, na dnie której czeka zazwyczaj śmierć. Motywacja zjaw jest różna, najczęściej jest to zemsta na swoich nadal żyjących prześladowcach lub odreagowanie krzywd, których duch doznał za życia. Ale jest też motywacja nieludzka, niezrozumiała: zło w postaci czystej, które raz przywołane lub wypuszczone na wolność pozostaje między nami na zawsze.

Po czwarte – strachy Jamesa to nie białe, efemeryczne manifestacje, które jako pierwsze przychodzą na myśl, gdy mówimy o duchach. To dziwne dźwięki, słyszane w opustoszałych pomieszczeniach, to szept dobiegający z mroku pod schodami, wymawiający nasze imię, to obecność wyczuwana w pokoju po obudzeniu się w środku nocy, to pazury skrobiące w szybę naszej sypialni, to otwierające się ze skrzypieniem wieko jeszcze przed chwilą zamkniętej trumny, to wreszcie kudłata łapa materializująca się nagle obok naszej ręki leżącej na stole, albo demoniczna twarz widziana między gałęziami żywopłotu, to zwyczajny szary przedmiot, który trzymany w ręku okazuje się zupełnie czymś innym, to mróz ściskający kiszki w momencie gdy okazuje się, że doświadczamy obcowania z czymś co nigdy nie miało prawa pojawić się w naszej rzeczywistości. A pojawia się to w sposób obiektywny, upiory Jamesa mają bardzo silnie zaznaczoną ontologiczną pozycję w świecie. Tu nie ma niedopowiedzeń, zjawy są realne a nie utopione w jakichś fantasmagoriach produkowanych przez percepcję bohaterów. Widziane są nie tylko przez głównego bohatera, nie pozostają w strefie domysłów i interpretacji. Choć należy pamiętać oczywiście, że ich realność pozostaje obiektywną w kreacjach światów przedstawionych przez samego antykwariusza. To on w głównej mierze odpowiada za światotwórstwo w opowiadaniach, to on jest przede wszystkim postacią realną, więc opuszczenie szkatułki zbudowanej z jego narracji i spojrzenie z wyższego wymiaru, może prowadzić nas do nieco innych wniosków.

Po piąte – upiory nie przeciekają do naszej, zdawać by się mogło racjonalnej domeny, ot tak sobie. W wielu przypadkach ich przybycie poprzedza odnalezienie nawiedzonego artefaktu lub zerwanie pieczęci szczelnie domykającej drzwi oddzielające nas od makabry. Zazwyczaj są to stare, zakurzone księgi, pisane w zapomnianym języku, pożółkłe pergaminy oraz zniszczone upływem czasu dokumenty i ryciny. Ale również i stare grawiury z widniejącymi na nich domostwami, rzeźby i witraże w kościele, drewniane słupy i instrumenty muzyczne. Użycie tych przedmiotów, przeniesienie ich w inne miejsce lub po prostu zainteresowanie nimi otwiera furtkę dla nieznanego. Zapraszamy je tym samym do siebie, do naszego poukładanego świata.

Po szóste – artefakty to brama, ale nie otwierająca się samoczynnie. Potrzebny jest jeszcze człowiek, który zaczyna interesować się tym co powinno już dawno być pozostawione w spokoju. Ciekawość jest zawsze silniejsza niż strach, mimo włosów stojących dęba idziemy w kierunku niesamowitości, a nie odwrotnie, każde tajemnicze drzwi aż się proszą, żeby włożyć między nie palec. A gdy strach przeradza się w odbierające rozum przerażenie jest już za późno – kosmaty, karłowaty stwór już trzyma nas mocno za szyję.

Po siódme – antykwariusz mówi, że jest coś prawdziwego w tym co głoszą powtarzane z pokolenia na pokolenie ludowe klechdy i bajania. Nauka i racjonalne myślenie nie odpowiedzą na wszystkie pytania, nie zapewnią nam spokoju ducha. I nawet jeśli wyczuwamy lekki dystans w stosunku do tego co antykwariusz opowiada, a nawet dystans samego M.R. Jamesa do swej literackiej kreacji, nie powinniśmy bezrefleksyjnie negować znanej maksymy, mówiącej że „są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło„.

Brak odniesienia się do jakiegokolwiek opowiadania w całym powyższym tekście jest zamierzony. Opowiadania Jamesa to twory bardzo mało odporne na spojlery. Ich siła polega przede wszystkim na oddziaływaniu na czytelnika – wizją, scenerią, tropami, które antykwariusz mimochodem zostawia podczas swej opowieści, szczegółami, które zauważone mogą zmienić recepcję całego opowiadania i w końcu puentą, która zawsze jest mocna i niepokojąca, choć nie zawsze zaskakująca. A ja osobiście siły upatruję jeszcze w takim trochę idącym na przekór konwencji, autorskim puszczaniu oka do czytelnika. Dlatego nie będę odbierał im tej mocy, nawet w małym stopniu. Wspomnę tylko o kilku moich ulubionych opowieściach: „Mezzotinta” – prawdziwe ciarki na plecach; „Hrabia Magnus” – o alchemiku, który z wyprawy w świat przywiózł „to coś”; „Przyjdę na twoje wezwanie, mój chłopcze” – opowieść z najbardziej przerażającym upiorem M. R. Jamesa; „Numer 13” – to opowiadanie mógłby napisać Stephen King, gdyby urodził się sto lat wcześniej; „Skarb opata Tomasza” – mam tu lekkie skojarzenia z Lovecraftem; i w końcu „Stalle w katedrze Barchester” – o ponadczasowym zasięgu zła i o tym, że rachunki będą zawsze wyrównane.

„Opowieści starego antykwariusza” to nastrojowe, klimatyczne historie. Jeśli chodzi o poziom literacki, emocje czytelnicze i pierwsze skojarzenia fabularne, to pierwszym autorem, który przyszedł mi do głowy jest Stefan Grabiński – choć u Jamesa jest zdecydowanie mniej filozofii i osobistego, emocjonalnego zaangażowania. James jest na zewnątrz swoich kreacji, Grabiński w ich centrum. Umówiłem się już z antykwariuszem na ponowne spotkanie za czas jakiś. Ciekawym bardzo swojego odbioru przy drugim czytaniu a wszystkim, którzy nie znają Jamesa, gorąco polecam pierwsze.

Opowieści starego antykwariusza

Tytuł: Opowieści starego antykwariusza

Autor: Montague Rhodes James

Wydawca: C&T

Data wydania: 2005

Format: s. 246, okładka miękka

Cena okładkowa: 22,80

Przewiń na górę